Dotarły do nas nieprzychylne opinie odnośnie jakości lodów oferowanych w lodziarni Bonano. Zastrzeżenia do działalności lokalu ma również była pracownica firmy. Właściciel uważa, że to oszczerstwa i zamierza podjąć stosowne kroki prawne.
Lawina nieprzychylnych komentarzy o lokalu pojawiła się pod postem na facebookowym profilu „Nie polecam w Krotoszynie”. Z zawartych tam informacji wynika, że część produktów docierała do lokalu już po terminie ważności do spożycia.
Sytuację, jaka rzekomo miała miejsce w Bonano, opisała jedna z byłych pracownic. Dziewczyna zaznacza, że odeszła z pracy kilka dni po tym, gdy dowiedziała się o nieprawidłowościach. Właściciel natomiast twierdzi, że sam ją zwolnił.
Krotoszynianka opowiada nam o wydarzeniach podczas jej trzymiesięcznej pracy w lokalu. – Teraz szef sam tam obsługuje, w niebieskich lateksowych rękawiczkach, które nie są przeznaczone do żywności – stwierdza. – Jak się tam zatrudniłam, było dużo środków czystości, lecz z czasem ich ubywało, a szefowi bardzo ciężko było wydawać na cokolwiek pieniądze – oznajmia inna była pracownica.
Jak wyjaśniły, od marca sprzedażą lodów zajmowało się łącznie osiem dziewczyn, jednak wszystkie odeszły. Skarżą się, że szef był wobec nich niemiły, a gdy sprzedaż była mniejsza, niż zakładał, zrzucał winę na pracownice i twierdził, że go oszukują.
Dziewczyny zgodnie przyznają, że nie miały niezbędnych badań sanitarno-epidemiologicznych i nie otrzymały żadnych umów o pracę. Mówią, iż szef brał od nich dane oraz kserokopie dowodów osobistych, by na wypadek kontroli pokazać, że są zatrudnione.
Pod facebookowym postem pojawiły się także komentarze niezadowolonych klientów. Niektórzy skarżą się na niesmaczne lody oraz nieświeże polewy. Jedna z pań napisała o kwaśnym smaku, a inna wspomniała, że dziecko po spróbowaniu lodów nie chciało ich dalej jeść.
Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Krotoszynie nie miała jak dotąd sygnałów, by w lodziarni działo się coś złego. Jej rzeczniczka prasowa, Natalia Snadna, twierdzi, że żadnych telefonów w tej sprawie nie było. Przy okazji wyjaśnia, jak wyglądają przepisy odnośnie prowadzenia takiego lokalu. Powinien on być wyposażony m.in. w umywalkę dla pracowników, aby mogli w każdej chwili umyć ręce, oraz w zlewozmywak, aby myć sprzęty wielokrotnego użytku, niezbędne przy pracy.
Kolejnymi ważnymi wymogami dla lokali gastronomicznych są aktualne badania sanitarno-epidemiologiczne pracowników oraz wyniki badań wody. W przepisach prawnych nie ma zapisu, który mówiłby o tym, jak sprzedawca musi podawać produkty. Natalia Snadna podkreśla, że należy zachować odpowiedni poziom higieny osobistej. Znaczy to tyle, że sprzedawca może podawać lody przez serwetkę, szczypcami bądź gołą ręką, ale musi je odpowiednio często myć.
Lokale gastronomiczne, tak samo jak inne firmy i przedsiębiorstwa, poddawane są wyrywkowym kontrolom. W przypadku lodziarni kontrolowany jest nie tylko sam lokal, ale także oferowane produkty. Badania takie są przeprowadzane na zlecenie krotoszyńskiego sanepidu przez specjalistyczną jednostkę z Kalisza.
Jeśli kontrola wykaże jakieś nieprawidłowości, właściciel lokalu może zostać ukarany mandatem. Zazwyczaj są to kwoty od ok. 200 do 500 zł. Jak dowiedzieliśmy się w krotoszyńskim sanepidzie, niedługo po zgłoszeniu o rzekomych nieprawidłowościach w lodziarni przeprowadzono kontrolę. – Nie stwierdzono żadnych uchybień, wszystkie składniki używane do produkcji lodów były ważne, a stan czystości nie wzbudzał zastrzeżeń – tłumaczy N. Snadna z PSSE.
Właściciel lokalu, pan Daniel, od momentu, gdy w Internecie pojawiły się nieprzychylne opinie na jego temat, nie unikał kontaktu z naszą redakcją. Jak powiedział, właścicielem lodziarni przy ul. Zdunowskiej jest dopiero od tego roku. – W ubiegłym roku ktoś inny był właścicielem, choć lokal i marka są takie same – stwierdza, jednocześnie dodając, że skoro tak bardzo źle miało się dziać w lodziarni od dłuższego czasu, to dlaczego była pracownica dopiero teraz opisała sytuację. - Dlaczego mnie nie informowała o ewentualnych nieprawidłowościach, jeśli takie zauważała – zastanawia się. Dziwi go też fakt pojawienia się takich informacji w Internecie dopiero po zakończeniu współpracy z nim. Zaznacza przy okazji, że to pracownik jest odpowiedzialny za porządek w miejscu pracy i powinien o nie dbać.
- Gdy pani Karolina przyszła do mnie z pytaniem o pracę i powiedziała, że ma niepełnosprawne dziecko i chciałaby zarobić dodatkowo trochę pieniędzy, nie potrafiłem odmówić – odpowiada na zarzuty o brak umowy o pracę i koniecznych badań lekarskich. Tłumaczy, że kobieta sama stwierdziła, iż nie może pracować na umowę, ponieważ na dziecko otrzymuje świadczenia, które mogłyby zostać jej zabrane, gdyby miała udokumentowany dochód. Pan Daniel przyznaje, że teraz widzi, iż zgoda na taki układ była błędem. Podkreśla jednak, że chciał pomóc młodej kobiecie, która go o takie wsparcie poprosiła.
Co do braku badań lekarskich u byłej już pracownicy – właściciel lodziarni twierdzi, że to ona, pomimo kilkukrotnych próśb, nie chciała ich wykonać, a on był zbyt pobłażliwy w tej kwestii. - Zbywała mnie wyjaśnieniami, że właśnie robi te badania lub za chwilę pójdzie je wykonać – tłumaczy.
Pan Daniel objaśnia też, że on jest tylko franczyzobiorcą, czyli do jego obowiązków w kwestii towaru należy wyłącznie jego zamawianie. Dostawą natomiast zajmuje się firma, od której dzierżawi prawa do wykorzystywania marki. Równocześnie potwierdza nasze informacje o przeprowadzonej przez krotoszyński sanepid kontroli, jaka odbyła się na przełomie czerwca i lipca. Dodaje, że zwraca pracownikom szczególną uwagę na dbałość o czystość w lokalu oraz na odpowiednie standardy obsługi klienta. Wymaga, aby podłoga była myta chloraminą (pochodną chloru), dla skuteczniejszego usuwania zabrudzeń i bakterii. Dodaje, że panie z PSSE były zaskoczone tym faktem, bo nie ma takiego obowiązku – wystarczy umyć podłogę wodą z płynem.
Nasz rozmówca odpiera również zarzut o używanie przeterminowanych produktów. Sosy, o których pisała pracownica, mają ponad rok ważności, a on, rozpoczynając działalność w tym roku, wszystkie składniki i produkty musiał kupić nowe. - Nigdy nie zdarzyła się sytuacja z przeterminowanymi produktami. A nawet jeśli by do czegoś takiego doszło, to koszt zakupu nowego jest tak niewielki, że oszczędzanie na nim nie miałoby żadnego sensu – oświadcza pan Daniel.
Podobnie rzecz ma się z zakupem środków czystości. Właściciel zapewnia, że wszystko kupowane jest na bieżąco, a pracownicy mają nie tylko rękawiczki ochronne, ale także serwetki czy folię spożywczą, jeśli klient zażyczy sobie dodatkowego zabezpieczenia produktu.
Wpis byłej pracownicy uważa za internetowy hejt. – Ta pani moim zdaniem zachowała się bardzo nie fair – mówi. - Zastanawiam się nad podjęciem kroków prawnych, chociaż wolałbym tego nie robić. Przypomina jednocześnie, że ta dziewczyna nie pracowała w lokalu w pełnym wymiarze godzin, tylko przychodziła na kilka godzin. – Jednego dnia, kiedy miała o 10.00 otworzyć lodziarnię, to 5 minut wcześniej przysłała sms, że tego dnia nie przyjdzie i przez kilka kolejnych również – stwierdza nasz rozmówca. W efekcie niedługo potem podziękował jej za współpracę.
Obecnie lodziarnię obsługują trzy osoby, w zależności od pogody oraz możliwości. – Jak pada deszcz lub jest chłodno, wtedy ja, jako właściciel, decyduję czy lodziarnia jest zamknięta, czy nie – kończy pan Daniel.
ALEKSANDRA FIGLAK