Łukasz Kaczmarek zanotował swój drugi mecz podczas siatkarskich ME. Krotoszynianin ponownie zaprezentował się w roli zmiennika, ale i tak odegrał kluczową rolę. W przeciwieństwie do potyczki z Serbią, po konfrontacji z Finami, mógł unieść ręce w geście triumfu!
Polacy zaprezentowali się o niebo lepiej niż w piątkowym starciu z Serbią, której ulegli 0:3. Wówczas Kaczmarek dał niezłe zmiany, prezentując się znakomicie na tle niemrawego wówczas zespołu. Dziś – choć przyznać trzeba, że rywal był innego kalibru – Polacy zagrali znacznie lepiej. Owszem, pierwsza partia była trudna. Podopieczni Ferdinando De Giorgiego musieli gonić wynik. W drugiej, ekipa ze Skandynawii odrobiła sporą stratę, ale to Biało-Czerwoni okazali się lepsi. Trzecia przypominała sinusoidę pod kątem postawy Polaków, lecz w kluczowym momencie pojawił się Kaczmarek… Serwis wreszcie zaczął wychodzić Bartoszowi Kurkowi i summa summarum, Polska nie straciła seta!
Po spotkaniu Kaczmarek oznajmił. – Finlandia nie jest może topowym zespołem świata, ale te mistrzostwa pokazują, że nie ma łatwych meczów. Każda wygrana powinna cieszyć i dla nas dzisiejsze zwycięstwo jest mega istotne.
Zawodnik rodem z grodu Krotosa nie chce jednak, byśmy analizę występu polskiej kadry dokonywali wyłącznie z powodu jego osoby. – Jesteśmy drużyną, w której każde ogniwo jest ważne. Skoczylibyśmy za sobą w ogień a przecież kolektyw i odpowiednia atmosfera są kluczowe, by powstał jeden skonsolidowany zespół. Mentalność i wspólne zrozumienie oraz ujednolicone cele są najważniejsze w grze zespołowej – argumentował atakujący reprezentacji.
Pytanie jednak, czy wewnątrz zespołowa synergia nie jest złudzeniem. Wszak znane są przypadki, że gracze rywalizujący o miejsce w składzie, mieli między sobą – delikatnie rzecz ujmując – nie po drodze… - Mogę zapewnić, iż w zespole narodowym wspieramy się nawzajem, zdając sobie sprawę, iż pracujemy na wspólny sukces. Nie na sukces indywidualny, ale sukces, jaki możemy odnieść dla kraju. To wszystko sprawia, że nie ma wśród nas niezdrowych emocji – zapewnia Łukasz.
Dla Kaczmarka mecz przeciw Finlandii był drugim bojem na EURO. Po raz kolejny dał się poznać siatkarskiemu światu, jako postać pełna energii, bezkompromisowa, pewna siebie i bez cienia respektu wobec przeciwnika. – W trakcie meczu nie analizujesz, o jaką grasz stawkę. Byłem już mistrzem Europy w plażowej odmianie siatkówki, więc znam różnego rodzaju emocje. Stąd też do każdej piłki, do każdej akcji podchodzę tak, by bez względu na rangę, bawić się grą. Robię to, co lubię i sprawia mi to wielką przyjemność. Jeśli widz ma podobne zdanie, tym bardziej jest mi miło – dopowiada wschodząca gwiazda polskiej siatkówki, która marzy o odpoczynku – niekoniecznie o miejscu w pierwszej szóstce podczas meczu z Estonią. – A po co zmieniać zwycięski skład? – mówi z uśmiechem Łukasz. – Wygraliśmy, więc pora na zasłużoną kolację oraz sen. Podczas turnieju niezmiernie istotna jest ilość przespanych godzin. Właśnie dotarliśmy do hotelu, gdzie zjemy kolację, po czym udamy się na zasłużony odpoczynek. Zapewniam, że dopiero się rozkręcamy! Trzymajcie kciuki!
Podobnie, jak miało to miejsce w piątek na Stadionie Narodowym, dziś z perspektywy trybun, wspierała Łukasza spora grupa krotoszynian. – Super, że pojawił się mój wieloletni partner z plażówki i jednocześnie przyjaciel, Sebastian Kaczmarek. Dzięki obecności jego oraz innych znajomych, byłem dodatkowo uskrzydlony i zmotywowany – zakończył reprezentant Polski.
DANIEL BORSKI
