Po pierwszym meczu kontrolnym Lecha Poznań, rozegranym w Jarocinie, odnośnie samego spotkania oraz warunków, w jakich przyszło mieszkać poznaniakom, wypowiedział się pomocnik Kolejorza Mateusz Możdżeń.
- Możemy ocenić ten mecz bardzo pozytywnie. Wysoko wychodziliśmy do gry, nie dawaliśmy Lechii za bardzo pograć w piłkę. Każdy z nas wiedział, że zagra dzisiaj tylko 45 minut, dlatego dawał z siebie wszystko i nie patrzył raczej na swoje zdrowie.
- Treningi oczywiście są ciężkie. Nie spotkałem się jeszcze z takim okresem przygotowawczym, odkąd jestem w Lechu Poznań. Ale taka praca musi być, bo sporo meczów przed nami. Zmienia się również liga, dlatego inaczej trzeba do tego podejść.
- Ciągle zwiększa się konkurencja, ale mogę grać wszędzie i tam, gdzie jest miejsce, to gram. Dzisiaj trener wystawił mnie w pomocy. Chęc do gry była wielka. Jakieś okazje sobie stworzyliśmy.
- Częste schodzenie do środka to po części moja wielka ochota to udziału w każdej akcji, ale również założenia taktyczne. Tomek lubi ofensywnie pograć, więc schodząc, robiłem mu miejsce i dobrze się rozumieliśmy.
- Za kadencji Bakero mieliśmy przed śniadaniem zawsze bieganie. Teraz też to stosujemy, ale jest również inna praca na siłowni. Dużo większe obciążenia, więcej powtórzeń i dłuższe treningi. Mówię głównie o pracy siłowej, bo z piłką jest podobnie. Cieszę się, że aspekty piłkarskie zostały zachowane. Jeżeli stosujemy jakiekolwiek interwały, to tylko i wyłącznie w formie różnych gier. Trzy treningi dziennie to spora dawka, ale ja jestem zadowolony, bo czas szybko mija. Nie ma chwili zawahania, leżenia w łóżku i bezczynności, ciągle coś się dzieje. Wieczorami myślimy jedynie o tym, by położyć się spać ze zmęczenia.
- Drugi obóz (w Hiszpanii) ma być przeznaczony na złapanie świeżości i doskonalenie aspektów techniczno-taktycznych. Obecnie mamy ciężkie treningi, a ma być jeszcze trudniej.
- Odnośnie mojej przyszłości, nic nowego nie wiadomo. Rozmawiałem przed świętami z zarządem i umówiliśmy się wstępnie na marzec na rozmowę dotyczącą mojej przyszłości w klubie. Wtedy odbędą się ostatnie i zapewne konkretniejsze rozmowy. Klub potrzebuje czasu na zastanowienie się i ja również, dlatego ten okres będzie odpowiedni. Wszystko zależy od tego, czy znajdziemy się w grupie mistrzowskiej. Na chwilę obecną nic mi nie wiadomo na temat informacji dotyczących mojego przejścia do Pogoni Szczecin.
- Pressing ćwiczyliśmy ostatnio na treningach, co przełożyło się na dzisiejszy mecz. W poprzednich latach, gdy straciliśmy futbolówkę, cofaliśmy się i staraliśmy się odbierać ją dopiero na swojej połowie. Teraz prezentujemy inny styl. Po stracie piłki od razu chcemy dojść do przeciwnika dwoma, trzema zawodnikami i nie dać mu szansy na rozegranie.
- Jarocin jest czymś nowym dla nas. Ja osobiście dużo czasu spędziłem we Wronkach, tam miałem pewne przyzwyczajenia, wszystko poukładane. W Jarocinie byłem ostatnio 5-6 lat temu, jeszcze z juniorami Amiki. Obiekty bardzo się zmieniły. Wtedy nie było bieżni, trybun, no i przede wszystkim hali, dobrej siłowni, basenu, odnowy biologicznej. Wszystko wyglądało całkiem inaczej. Jarocińskiemu klubowi przydałaby się pierwsza liga, bo zapotrzebowanie na piłkę – jak widać było na trybunach – jest duże. Dla nas tak liczna grupa kibiców, to zawsze dodatkowy pozytywny bodziec. Nie sądziłem, że aż tylu ludzi przyjdzie dzisiaj nas oglądać. Są z nami i dodatkowo nas dopingują, super sprawa.
- Sztuczna nawierzchnia daje się mocno we znaki. Kręgosłup, kolana, wszystko po trochu można wymieniać. Ja akurat całe życie trenowałem na naturalnej nawierzchni i na szczęście omijały mnie te sztuczne boiska. Odczuwam bardzo to twarde boisko i wydaje mi się, że istnieje większe ryzyko kontuzji niż na normalnej murawie.
Notował GRZEGORZ NOWAK