Osiemnaście kotów przez lata żyło w skandalicznych warunkach. Gnieździły się w niewielkim mieszkaniu na stertach walających się śmieci, odchodów, gnijącego pożywienia i robactwa. To prawdziwy, namacalny dowód choroby zwanej zbieractwem, a w tym wszystkim człowiek i koty.
Zwierzęta nie wychodziły na dwór, jadły to, co im się akurat trafiło, rozmnażały się ze sobą i walczyły. Były na pół zdziczałe. Działo się to w Krotoszynie, w jednym z mieszkań bloku mieszczącego się przy ul. Kobylińskiej. Trzeba jednak przyznać, że koty miały dach nad głową i miłość opiekunki. Tyle że uczucie nie zapełni pustych brzuszków permanentnie powiększającej się gromadki zwierzaków.
Zaczęło się od anonimu
- Ktoś anonimowo wysłał nam wiadomość, że w bloku pewna pani przetrzymuje koty bez wypuszczania. Myślałam z początku, że to jakiś złośliwy sąsiad, który nie lubi kotów – wyjaśnia Katarzyna Hirszfeld-Odrowska, prezes krotoszyńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. – Poszłyśmy z koleżanką pod drzwi mieszkania. Nie pachniało brzydko, więc pomyślałyśmy, że informacja to tylko złośliwy donos. Początkowo nikt nam nie otwierał. W pewnym momencie usłyszałyśmy hałas za drzwiami. Zaczęłyśmy mówić, że podobno jest tu dużo zwierząt, że chcemy pomóc, ale pani nie otwierała.
Dopiero kiedy panie z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami postanowiły porozmawiać z administratorem mieszkającym w tym samym budynku, pani Maria* zdecydowała się uchylić drzwi. Z mieszkania buchnął smród nie do opisania, a kobieta była w opłakanym stanie.
Wysypisko w prywatnym mieszkaniu
- Doleciał do nas smród – moczu, kału, gnijącego jedzenia. Po wejściu do mieszkania ujrzałam kobietę – zmarnowaną, rozczochraną i wystraszoną. A wokół walały się sterty śmieci. Wszędzie były koty, na meblach, między odpadkami – opowiada Katarzyna Hirszfeld-Odrowska. – Łzy popłynęły mi z oczu na ten widok. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zaczęłyśmy rozmawiać.
Kotów było osiemnaście, w tym kilka kociąt oraz kotek w zaawansowanej ciąży. Sytuacja była na tyle dramatyczna, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami postanowiło natychmiast działać. Kobiety od razu pojechały do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, a potem do Ośrodka Interwencji Kryzysowej.
- W OIK-u zaoferowano nam pomoc – relacjonuje prezes krotoszyńskiego TOZ. - Pojechałyśmy na policję poprosić o asystę przy interwencji i dostałyśmy ją. Termin ustaliliśmy na 16 grudnia. Zadzwoniłam do gminy z informacją o sytuacji, by już szukali miejsca dla tych kociaków. Naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska umówił sie ze mną na piątek, a potem unikał kontaktu. Miałyśmy juz plan przeprowadzenia interwencji. Pojechałam do weterynarza, żeby poprosić, by z nami pojechał i badał zwierzęta na miejscu.
Interwencja bez komplikacji
I tak 16 grudnia z zaniedbanego mieszkania odłowiono liczną kociarnię. Wszystkie zwierzęta poddano specjalistycznemu leczeniu i kastracjom. Interwencja przebiegała bez komplikacji. Pani Maria oddawała koty ze spokojem, jednak ogarnięcie mieszkania było już ponad jej siły.
Ruszyła machina pomocy. Dzięki staraniom Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami udało się realnie odmienić życie pani Marii. Ponownie trafiła pod opiekę Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Wolontariusze z TOZ i OIK-u wysprzątali mieszkanie z gromadzonych latami odpadków. Śmieciami zapełniono kilka kontenerów, które udostępniły związek EKO-SIÓDEMKA i Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Sanepid po dłuższej chwili wahania zaproponował współpracę i zadeklarował wstępnie odkażenie mieszkania, którego stan zagrażał zdrowiu pani Marii. Oby te deklaracje nie były bez pokrycia.
– Jak mieszkanie będzie sprzątnięte, będzie można czyścić. Brat zobowiązał się wyremontować, MOPS da na farbę. Jakoś to się pokulało… - kontynuuje Katarzyna Hirszfeld-Odrowska. - Ważne, by teraz się nie poddać, bo nasz trud pójdzie na marne. A komplikacji jest więcej…
Problemy nie przyszły same
Pani Maria od dłuższego czasu żyła w skrajnej biedzie, praktycznie bez środków do życia. Sąsiedzi w ostatnich kilku latach bezskutecznie podejmowali różnego typu działania. Instytucje nie chcą wypowiadać się na ten temat, zasłaniając się dobrem sprawy i ustawą o ochronie danych osobowych. Szkoda tylko, że działania podejmowane wcześniej nie przyniosły efektów. A może po prostu komuś nie chciało się dołożyć wszelkich starań.
- Pisma szły i do Spółdzielni Mieszkaniowej, i do Sanepidu, i do Ośrodka Pomocy Społecznej. Czasem ponoć przychodzili, ale wiemy, że ona nie otwierała drzwi, nie chciała widzieć nikogo. Zamknęła się w sobie i tylko te śmieci przywlekała ze sobą – mówi zdruzgotany mieszkaniec osiedla, który wolał zachować anonimowość. – Smród był tu zawsze, a najgorzej latem. Tu żyć nie szło. A jak te koty się darły… Żal ich było. Mnie nawet żal tej kobiety. Może wstydziła się wszystkiego, tego, że sobie nie radzi. Dobrze, że ktoś zareagował w końcu, bo inaczej byśmy tu trupa mieli. Te kociska by ją zeżarły… – dodaje.
Aktualnie trwa pozyskiwanie sprzętu AGD i wyposażenia mieszkania, aby pani Maria mogła rozpocząć swoje życie od nowa, w czystym i schludnym lokum. Liczy się każda pomoc.
A co z kotami?
Koty trafiły do weterynarza. W Krotoszynie rezydują cztery, z których jeden wrócił na stare śmieci. Piętnaście trafiło do kliniki w Śremie. Wszystkie mają założone karty i nadane numery. Koszty klinicznej opieki nad chorymi zwierzętami, w tym sterylizacje i kastracje, są dość wysokie, sięgają 8000 zł.
- Prosimy o wsparcie finansowe tej nieszczęsnej gromadki, w tytule przelewu prosimy wpisać “Interwencja koty” – apeluje Anna Mazur, druga z działaczek TOZ. Konto: Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami w Polsce, Oddział w Krotoszynie, ul Ceglarska 11, BZ WBK S.A. 92 10901157 0000 0001 1429 1010
TOZ od grudnia aktywnie działa m.in. na Facebooku, dzięki czemu udało się zebrać trochę pieniędzy. – Wszystkie zebrane dotąd pieniądze wydałyśmy dla fundacji: 1590 zł na zakup karmy Purina – 100 kg; i 400 zł datku. Koty w nowym miejscu zaaklimatyzowały się bez problemów – mówi Katarzyna Hirszfeld-Odrowska. - Koszty w klinice w Śremie to około 8 tys. zł. Mamy zapewnienie, że w całości pokryje to gmina z ustawowego obowiązku, choć początkowo bałyśmy się, że opłata spadnie na nas. Gmina w osobnym postępowaniu będzie żądać zwrotu od pani Marii. Cóż, taka procedura. My, tzn Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, zapłaciliśmy rachunek początkowy w klinice w Krotoszynie na kwotę 800 zł. To koszt m.in. pierwszych badań w dniu interwencji – kończy prezes TOZ.
Pozytywny epilog?
Krótko przed publikacją tego materiału okazało się, że większość kotów po zakończeniu leczenia trafi pod opiekę Fundacji Koci Azyl z Konstancina, a jeden z nich już znalazł kochający dom.
Nadal będą trwały zbiórki pieniędzy na karmę, leczenie i utrzymanie kotów. Wszystkie złożone datki będą przesyłane do Fundacji Św. Franciszka – Koci Azyl, ul. Podgórska 2, Konstancin Jeziorna, http://101kotow.pl/. Nadal można dokonywać wpłat na wyżej podane konto krotoszyńskiego oddziału TOZ.
AGATA BABIJÓW-GRZYWACZ
* Maria- imię zmienione ze względu na dobro osoby
FOT. Katarzyna Hirszfeld-Odrowska