Z Ireneuszem Włodarczykiem, doktorem nauk fizycznych w zakresie astronomii, od 2011 roku prezesem Rozdrażewskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii, rozmawiała Karolina Król.
Gdy myśli się o niebie i astronomii, to pytanie pojawia się najczęściej i przynosi najbardziej kontrowersyjne odpowiedzi. A zatem czy według Pana istnieje życie w innych galaktykach?
- Raczej bardziej pewne jest, że istnieje, niż że nie. Na wielu odkrytych, pozasłonecznych planetach panują warunki podobne do ziemskich. Odkrytych i zbadanych jest dopiero nieco ponad 1000 takich planet, a życia szukamy na razie w granicach Układu Słonecznego. To przecież i tak aż nadto. Na razie nie odkryto dowodów na istnienie życia pozaziemskiego, ale trzeba zdać sobie sprawę ze znaczenia pojęcia czasu. Wszechświat trwa 13,7 miliardów lat, Ziemia pojawiła się stosunkowo niedawno. Od 100 lat korzystamy z komputerów. Czymże jest to 100 lat w porównaniu do tych około 14 miliardów lat Wszechświata..? Kłopotem w podróżach w poszukiwaniu życia jest właśnie czas i odległość. Aby dotrzeć do najbliższej gwiazdy, trzeba by podróżować cztery lata z prędkością światła. To niewykonalne. Kontakt z istnieniem pozaziemskim to na razie tylko sfera science-fiction.
Skąd u Pana zainteresowanie astronomią?
- To zaczęło się jakieś 50 lat temu. Mój ojciec kupił mi lunetę, refraktor. Oczywiście wtedy nie było nic w sklepie, nabył ją od astronoma-amatora, który wykonał ją własnoręcznie. Prowadziłem pierwsze obserwacje przy pomocy tej lunety – w dzień Słońca i jego plam, w nocy księżyców Jowisza oraz planet i gwiazd. Pamiętam takie czasopismo, „Urania – Postępy Astronomii” (poprzednik obecnej „Uranii”), w którym pewien profesor opisywał księżyce Jowisza, ich położenie i nazwy. Mimo młodego wieku chciałem sprawdzić, czy mówi prawdę, dlatego obserwowałem akurat tę planetę. Wszystkie wiadomości czerpałem ze starych, najczęściej nieaktualnych książek. Gdy miałem kilkanaście lat, chodziłem do Dostrzegalni Astronomicznej w centrum Kalisza. Spotykaliśmy się na dachu, ja i jakieś dziesięć osób, korzystaliśmy z paru dostępnych teleskopów. Te zainteresowania nie opuszczały mnie podczas dalszej edukacji. Wybrałem kierunek astronomia we Wrocławiu. Po ukończeniu studiów rozpocząłem pracę zawodową i zajmowałem się astronomią profesjonalnie. Moją pierwszą pracą było obserwowanie komet i planetoid w Planetarium w Chorzowie. W niedługim czasie zostałem kierownikiem Obserwatorium Astronomicznego i Działu Astronomicznego.
Przyczynił się Pan do powstania Rozdrażewskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. Dlaczego było to dla Pana takie ważne?
- W szkołach nie ma astronomii. Moim głównym celem po przeprowadzce do Rozdrażewa w 2010 r. było zasianie wśród dzieci ziarna zainteresowania do astronomii. Liczyłem, że coś z tego wyrośnie. Nie pomyliłem się. W 2011 r. postanowiliśmy stworzyć w Rozdrażewie Oddział Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii – jest to organizacja pozarządowa. Takich oddziałów w Polsce jest tylko 20, większość w miastach wojewódzkich. Tylko nasz funkcjonuje we wsi! To ewenement.
Jak wygląda praca astronoma? Co ciekawego można odkryć na niebie?
- Najczęściej w telewizji słyszy się o nowo odkrytych zjawiskach – czarnych dziurach, galaktykach, mówi się o końcu świata. Jednak praca astronoma to nie tylko „gapienie się” w teleskop. Bardziej to praca przy komputerze, skomplikowane obliczenia fizyczno-matematyczne oraz czytanie i analizowanie publikacji naukowych. To jest zadanie profesjonalnego astronoma – pisanie prac naukowych, wydawanych w specjalnych, recenzowanych, anglojęzycznych czasopismach, oczywiście na temat, na jaki nikt jeszcze nie pisał. W Polsce istnieje jeden taki tytuł, „Acta Astronomica”. Wydaje się, że ta praca nie zajmuje dużo czasu i nie jest wymagająca. To nieprawda. Ja zazwyczaj łączę się z klastrem w Warszawie, gdzie mam do dyspozycji 2000 pracujących wspólnie komputerów. Mój komputer w domu to tylko monitor czy klawiatura, prawdziwe obliczenia wykonuję, korzystając z tych dwóch tysięcy. Astronomia to nauka, a to wymaga podparcia wszystkich teorii dowodami i możliwości powtórzenia badania wraz z osiągnięciem tego samego wyniku.
Największe osiągnięcie?
- 62 prace naukowe. Kolejne w trakcie przygotowań.
Czy w najbliższej przyszłości przewiduje się coś, czym możemy się niepokoić?
- Zawsze może coś się stać. Asteroida, przemagnesowanie Ziemi, brak pola magnetycznego, wybuch wulkanu, nagłe ocieplenie, dziura ozonowa, czyli promieniowanie bez osłony pola magnetycznego – to czarny scenariusz, który może stać się rzeczywistością. Zmienią się geny, a człowiek wyginie. Żyjemy na szczęście w czasach, w których od lat nie wydarzyło się nic złego. Astronomia jest potrzebna, bo może przewidzieć naukowo, co się może stać. Nie jest to bynajmniej wróżenie z fusów. Jednak na razie nie jesteśmy w stanie się bronić przed takimi kataklizmami, więc może czasem lepiej nie wiedzieć za dużo.
Jak wygląda prowadzenie obserwacji? Jaki sprzęt jest najlepszy?
- Do obserwacji Słońca potrzebny jest refraktor z odpowiednim filtrem. Jednak są to niebezpieczne obserwacje, raczej nie polecane amatorom z racji ryzyka wypalenia oczu przy nieprawidłowym użytkowaniu refraktora. Za to już za kilkaset złotych można kupić teleskop do obserwacji dobrze widocznego Księżyca, Jowisza, Wenus widocznej w postaci fazy, a także Saturna z pierścieniami. Głównym czynnikiem jest pogoda, czasem chmury całkowicie uniemożliwiają obserwację.
Słowo do młodych, przyszłych astronomów?
- Zachęcamy do udziału w zebraniach i obserwacjach. W sierpniu RO PTMA poprowadzi warsztaty astronomiczne w Rozdrażewie. Moją misją jest wychować pokolenie następców, by to zasiane ziarno nie obumarło. W Rozdrażewie nie było nikogo takiego, dlatego bardzo mi zależy na rozwoju tych, którzy przychodzą na spotkania. Na razie nasze badania prowadzone są na poziomie szkolnym, jednak samo patrzenie w gwiazdy tylko zachęca do astronomii. Dla samej nauki potrzebna jest znajomość fizyki, matematyki i języka angielskiego. W drodze do dalszego rozwoju każdego astronoma miłośnicze obserwacje astronomiczne to dopiero początek.