Postawny mieszkaniec ul. Rawickiej w Krotoszynie dokonał haniebnego czynu. W nocy z 5 na 6 maja pobił sąsiada, jego dzieci i żonę. Kobieta ucierpiała najbardziej. Przeszła operację w kaliskim szpitalu. - Żądam, by prokuratura zajęła się tą sprawą! To nie pierwszy atak agresji ze strony sąsiada – mówi zbulwersowany Piotr Mazur, którego rodzina została zaatakowana.
Z prośbą o interwencję zgłosił się do naszej redakcji świadek zdarzeń, prywatnie kolega jednego z poszkodowanych. Oto jego relacja: „Podwoziłem kolegę, który mieszka przy ul. Rawickiej. Przez przypadek kumpel trącił doniczkę. Zaczął sprzątać, po czym wyskoczył sąsiad z pretensjami. To mężczyzna silny i wysoki. Zaczął się rzucać. Myślałem, że na słowach się skończy i pojechałem na stację. Gdy wracałem, akcja toczyła się na chodniku i jezdni. Napastnik bił mojego kolegę oraz próbujących mu pomóc – brata, ojca i matkę. Mój kolega i jego brat mają połamane ręce. Ich ojciec jest lekko posiniaczony. U kobiety zdiagnozowano złamanie żuchwy. Przeszła operację w kaliskim szpitalu, wstawiono jej dwie blachy. Wezwałem policję. Przed przyjazdem radiowozu napastnik położył się na ulicy, zaczął wymiotować i udawać, że i jemu dzieje się krzywda. Był pod wpływem alkoholu. Pytam, co dalej? To nie pierwszy jego wybryk. Może wreszcie sprawa trafi do prokuratury. To przestępca! Sąsiedzi się go boją i mają dość!”.
Niezwłocznie skontaktowaliśmy się z poszkodowaną rodziną. Piotr Mazur bez wahania zgodził się na spotkanie. - To trzeba nagłośnić. Taki incydent nie może przejść bez echa. Przebywam na półrocznym zwolnieniu chorobowym i moja sytuacja finansowa nie pozwala na przeznaczanie środków na proces – rozpoczął krotoszynianin. W dalszej części Mazur potwierdził słowa świadka, przybliżając jeszcze całe zajście. - Gdy wyszedłem, by bronić syna, sąsiad zaczął mnie obrażać – mówi. - Po kilku epitetach zadał cios przez dzielący nas płot. Następnie pokonał ogrodzenie i powalił mnie na ziemię. Synowie chcieli mnie bronić i również zostali dotkliwie pobici. Małżonka także starała się pomóc, ale skończyło się na poważnym urazie twarzy.
Cała rodzina przeszła obdukcję, a matka wylądowała na stole operacyjnym. Jak się okazuje, to nie pierwszy raz, gdy sąsiad zaatakował państwa Mazurów. - Zdążył już wcześniej pobić moją żonę, ale nikt nie wszczął postępowania. Mnie „załatwił” również w sylwestra. Za każdym razem przeszedłem obdukcję. Jestem po poważnej operacji kręgosłupa. Może by powalczył w klatce z równymi sobie? – ironizuje P. Mazur, którego najzwyczajniej nie stać na skierowanie pozwu. - Wcześniej byłem na policji, gdzie funkcjonariusz przedstawił mi etapy ubiegania się o proces, ale to kosztuje. Wydać na proces trzy stówy to zbyt duży wydatek. Mamy trzech synów, a ja otrzymuję raptem tysiąc zł. Wymagam, by prokuratura wreszcie zajęła się sprawą!
Co ciekawe, jakiś czas temu poszkodowani żyli w koleżeńskich stosunkach z napastnikiem i jego żoną. - Zaiskrzyło na imieninach, to było zarzewiem konfliktu – kontynuuje Mazur. Od tamtej pory sąsiad nękał członków rodziny. - Na dobre zaczęło się od wysyłania sms-ów z pogróżkami, które otrzymywał najstarszy syn. Zresztą inni sąsiedzi także od dawna mają z nim niełatwe życie. Od ubiegłej soboty nie widziałem się z nim. Nie przeprosił i z pewnością nie zamierza tego zrobić. Mam wielką nadzieję, że publikacja pomoże w tym, by odpowiednie służby wreszcie przyjrzały się tematowi – kończy Piotr Mazur.
DANIEL BORSKI