43-letni zdunowianin, który w maju stracił nogę w wyniku przygniecenia ważącymi ponad trzy tony płytami meblowymi, domaga się zadośćuczynienia. - Nie składam broni. Zbyt wiele wycierpiałem z moją niepełnosprawnością – pisze w liście do redakcji, zarzucając nieścisłości w aktach sprawy oraz tendencyjne przesłuchania ze strony policji.
Przypomnijmy, 5 dnia maja mieszkaniec Zdun wybrał się z żoną do Krotoszyna na zakupy. Małżeństwo odwiedziło hurtownię płyt meblowych, znajdującą się przy ul. 56 Pułku Piechoty. Z relacji pracowników firmy wynikało, iż mężczyzna samodzielnie wszedł do jednego ze składowisk. - W życiu bym tego nie zrobił – oburza się poszkodowany Mariusz Mizera ze Zdun. Zatrudnieni usłyszeli wielki huk oraz krzyk i pośpieszyli z pomocą. Na zdunowianina spadły płyty ważące ponad trzy tony. Ucierpiały nogi poszkodowanego. Niestety, jedną z nich trzeba było amputować.
Pan Mariusz nie jest zadowolony z przebiegu i wyniku postępowania. Zarzuca policjantom tendencyjne prowadzenie przesłuchań, a prokuraturze nieścisłości związane z tym, co zeznał, a tym, co zostało odnotowane w aktach. - Właściciel hurtowni płyt zrobił wszystko, by sprawę umorzyć – konstatuje. - Tak tej sprawy nie zostawię. Zbyt wiele się wycierpiałem przez moją niepełnosprawność.
Poniżej prezentujemy list otwarty Mizery do redakcji oraz wypowiedzi prokuratora rejonowego, Marii Kołodziejczyk, jak i rzecznika KPP Włodzimierza Szała.
(GOLSKI)
LIST DO REDAKCJI
Droga Redakcjo,
Postanowiłem do Was napisać odnośnie pracy Prokuratury Rejonowej i Policji w Krotoszynie. Jakiś czas temu czytałem artykuł w Waszej gazecie, w którym to Pan Dudek opowiadał swoją historię. Wcześniej nie miałem do czynienia z prokuraturą i policją. Wystrzegałem się tych instytucji, choć wiele słyszałem na temat ich pracy, ale mnie to nigdy nie dotyczyło. Przekonałem się o jakości lub też o bylejakości organów sprawiedliwości osobiście, kiedy to uległem wypadkowi, jaki przydarzył się na początku maja w hurtowni płyt wiórowych w Krotoszynie. Doznałem poważnego urazu – straciłem nogę. Z uwagi na stan zagrożenia życia, w pierwszych dniach po zdarzeniu znajdowałem się w śpiączce farmakologicznej. Z relacji mojej rodziny, jak i znajomych wynika, że sposób, w jaki policja bezpośrednio po wypadku podeszła do analizy, określam jako amatorszczyznę. Na miejscu wypadku do mojej żony dołączył znajomy, który oznajmił Pani sprzedającej towar, że chciałby otrzymać informacje, że pojawili się funkcjonariusze, ponieważ chciał być obecny przy ustalaniu przebiegu zdarzeń. Podał swoje dane i numer telefonu, po czym pojechał wraz z moją żoną do szpitala. Niestety nikt z hurtowni do niego nie przedzwonił, a przebieg zdarzenia, jaki ustaliła policja wraz z Panem Juszczakiem – właścicielem hurtowni, został ustalony błyskawicznie. Zaledwie półtorej godziny po zdarzeniu właściciel uruchomił sprzedaż, jakby żadna tragedia się nie wydarzyła. Sposób, w jaki policjant prowadzący sprawę przesłuchiwał świadków podanych przez mojego pełnomocnika, którzy także robili zakupy w tej hurtowni i wskazywali sposób, w jaki byli obsługiwani, był stronniczy (np. że wchodzili do środka magazynu, szukając osoby uprawnionej do wydania towaru, niejednokrotnie ładując go samemu). Przesłuchania były prowadzone pod dyktando policjanta i w sposób wywierający presję na świadkach. Ja osobiście, będąc przesłuchiwany, zeznałam, że po wykupieniu blatu i udaniu się do magazynu widziałem, jak właściciel hurtowni przez ok.5 min manipulował w górnej części sterty blatów, która miała wysokość ok.4m. W późniejszym czasie, kiedy wraz z moim pełnomocnikiem zapoznałem się z materiałem zgromadzonym przez prokuraturę, nie mogliśmy uwierzyć w to, co parokrotnie czytaliśmy. Że zawiłe, nie zawsze zgodne z prawdą kwestie przemawiają tylko na korzyść właściciela. W każdym zeznaniu pojawiały się nieścisłości. Podkreślę, że nie wchodziłem na blaty.
Z perspektywy czasu, jaki upłynął od wypadku, przekonałem się na własnej skórze, z jakim to grajdołem mam do czynienia. Podobnych spraw w całej Polsce jest więcej, jak widać grajdoł ten nie podlega żadnej ocenie i kontroli.
Nie składam jednak broni. Za dużo się wycierpiałem wraz z moją niepełnosprawnością, jaką zafundował mi pan Juszczak, który, licząc na swoje wpływy i grubość portfela, zrobił wszystko by sprawę umorzyć. Nadmienię jeszcze, że przez czas pobytu w szpitalu w Krotoszynie nie próbował się ze mną skontaktować. Świadczy to, jakim jest człowiekiem.
Mariusz Mizera
Maria Kołodziejczyk, prokurator rejonowy:
Początkowo postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania obrażeń ciała u Mariusza Mizery nadzorowała zastępca Prokuratora Rejonowego Agata Kopczyńska. Następnie w związku z nieobecnością prowadzącej, sprawę przejęłam osobiście. By mieć dostęp do dokumentacji, zgodnie z art. 156 § 5 kpk, akta mogą być udostępniane innym osobom po
złożeniu stosownego wniosku z uzasadnieniem. Odstąpiono od sporządzenia zarzutów, gdyż materiał dowodowy nie pozwalał na podjęcie decyzji o uznaniu, iż właściciel hurtowni dopuścił się przestępstwa Nie stwierdzono, aby Marek Juszczak dopuścił się jakiejkolwiek czynności mającej wpływ na bieg postępowania. Zebrany materiał dowodowy stał się podstawą do wydania decyzji o umorzeniu śledztwa. W wyniku zażalenia złożonego przez pełnomocnika pokrzywdzonego decyzja kończąca postępowanie została poddana kontroli sądowej. Sąd utrzymał w mocy zaskarżone postępowanie.
Włodzimierz Szał, rzecznik prasowy KPP:
Policjant prowadzący postępowanie przesłuchał wszystkich świadków. Zarówno ustalonych przez policję, jak i podanych przez pełnomocnika pokrzywdzonego. Świadkowie składali zeznania swobodnie, bez wywierania na nich presji. Poza pytaniami ze strony funkcjonariusza mogli podać przebieg zdarzenia według ich stanu wiedzy. Przesłuchiwani świadkowie nie zgłaszali zarzutów co do treści protokołu. Na ostateczny wynik postępowania wpłynęła opinia przedstawiciela Państwowej Inspekcji Pracy i biegłego z zakresu BHP.
Właściciel hurtowni w żaden sposób nie wpływał na prowadzone postępowanie, był jednym z jego uczestników.