Z Radosławem Baranem, reprezentantem kraju w zapasach w stylu wolnym na Igrzyskach Olimpijskich w Rio, rozmawiał Grzegorz Nowak.
Jesteśmy już prawie miesiąc po igrzyskach w Rio. Emocje opadły. Jak z perspektywy czasu oceniasz swój występ na najważniejszych zawodach w swoim życiu?
- Pod względem organizacyjnym dla mnie osobiście nie było źle. Oceniam wyjazd do Rio pozytywnie. Inne zdanie mieli starsi, bardziej doświadczeni sportowcy, którzy narzekali na warunki w Brazylii. Do końca nie wiem, z jakich powodów. Nie było może jakoś ekskluzywnie, ale było zwyczajnie dobrze. Wiadomo, że zawsze czegoś brakuje podczas zawodów, ale też nie można było narzekać. Jeżeli chodzi o rywalizację, to czułem się dobrze przygotowany. Nie zżerał mnie stres i wydaje mi się, że zrobiłem wszystko, co mogłem, aby zaprezentować się jak najlepiej. Wiadomo – jak w każdym sporcie – zdarzają się błędy, ale jest to nieuniknione w trakcie zmagań.
Przed wyjazdem podkreślałeś, jak ważne będzie losowanie. Już w pierwszej swojej walce zmierzyłeś się z dwukrotnym medalistą IO, mistrzem świata i trzykrotnym mistrzem Europy, Azerem Chietagiem Goziumowem. Jak oceniasz ten pojedynek?
- Mogę ocenić losowanie jako jedno z najgorszych, jakie mogło mnie spotkać. Zdecydowanie nie dopisało mi szczęście. Ale mam taki charakter, że nie zwracałem większej uwagi na fakt, iż trafiłem na bardzo trudnego rywala. Moim celem było wyjść na matę i pokazać się z jak najlepszej strony. Podczas samej walki było trudniej, niż się spodziewałem. Azer jest bardzo doświadczonym zawodnikiem i walczył ze mną świetnie taktycznie. Ciężko go było atakować, ponieważ stosował dobre bloki. Raz miałem złapaną nogę, ale nie wykończyłem tej akcji na punkty. Czułem, że nawet jakbym z nią wstawał, to on by mi uciekł. Jedynie to mogłem zrobić lepiej, a poza tym nie pozwolić mu zdobyć tak dużo punktów.
Dzięki dobrej dyspozycji Azera w kolejnych jego walkach dostałeś szansę w repasażach. Zmierzyłeś się z Rezą Mohammedem Yazdanim z Iranu. Po dobrym początku twój rywal do końca kontrolował walkę. Czego według Ciebie zabrakło w tym pojedynku, aby wyjść z niego zwycięsko?
- Na samym początku przegrywałem 0:1 za pasywność. Miałem 30 sekund, ale nie udało mi się wykonać żadnego ataku. Później Irańczyk zabrał mi głowę i odpowiednio mnie obszedł. To był z jednej strony mój błąd, ale z drugiej – to jego specjalność. Potrafi to świetnie wykorzystać. Następnie mój rywal „dostał” pasywność i zrobiło się 1:3. Kluczowy był kolejny moment walki. Yazdani zrobił mi zejście, które wybroniłem, po czym go obszedłem. Niestety, delikatnie wyszedłem nogą za zonę. Uważam, że sędziowie nie powinni tego uznać jako wyjście, lecz dać mi dwa punkty. Jednak zrobiło się 1:4, zamiast 3:3. W tym momencie mój trener zgłosił protest, który został odrzucony i dodatkowo przeciwnikowi przyznano piąty punkt.
Uważasz, że wyjście delikatnie za matę przy tego typu akcjach nie powinno być karane? Gdy oglądałeś inne walki, zdarzały się takie przypadki?
- Na IO było dużo podobnych sytuacji i wtedy sędziowie przyznawali dwa punkty dla zawodnika, który obchodził. Mimo że delikatnie wychodziło się za zonę, przy obejściu nie było to brane jako przewinienie. Wiedziałem, że racja była po mojej stronie, ale nie chciałem impulsywnie reagować. Nic by mi to nie pomogło. Przykładem jest reakcja Mongołów, kiedy to trenerzy się rozbierali na macie, gdy sędziowie przyznali pasywność. Tamta decyzja skutkowała brakiem medalu i tego typu działania nic nie zmienią.
Każda walka czegoś uczy. Gdyby decyzja sędziów była inna, miałbyś szansę pokonać rywala z Iranu?
- Przy wyniku 3:3 ja powinienem wygrać. Prowadziłem walkę, dodatkowo czułem, że nie dałbym sobie odebrać zwycięstwa. Jak już się przegrywa 1:5 z takim zawodnikiem, to jest ciężko podjąć walkę o końcowe zwycięstwo. Tak się ten pojedynek potoczył, że powinienem wygrać, ale skończyło się inaczej. Wiadomo, że czuję niedosyt, ale zebrałem bezcenne doświadczenie, które – miejmy nadzieję – zaprocentuje w kolejnych startach, być może na igrzyskach w Tokio.
Igrzyska olimpijskie rządzą się swoimi prawami. Czy można porównywać rywalizację na mistrzostwach świata czy Europy do zmagań olimpijskich?
- Atmosfera na tych imprezach jest całkiem inna. Na IO są wszystkie dyscypliny razem, sportowcy mieszkają w wiosce olimpijskiej. Podczas mistrzostw świata czy Europy są tylko sami zapaśnicy. Nie można porównywać tych zawodów. Bardzo pozytywnie odbieram atmosferę i otoczkę igrzysk w Rio.
W Rio poza treningami mieliście dużo wolnego czasu. Czy wtedy skupialiście się na odpoczynku czy może dopingowaliście rodaków na olimpijskich arenach?
- Było dużo wolnego czasu, ponieważ mieliśmy tylko niecałą godzinę dziennie treningu. Ja niestety nie mogłem w pełni korzystać z możliwości zwiedzania czy dopingowania innych, ponieważ miałem naderwanie więzadła w kostce. Codziennie przez dwie godziny byłem na zabiegach u rehabilitantów. Ściągnęli mi ropę, dostałem odpowiednią blokadę i na zawodach nic mi nie doskwierało. Jednego dnia zobaczyliśmy Copacabanę, trochę zwiedziliśmy wioskę olimpijską, a poza tym dopingowaliśmy naszych piłkarzy ręcznych.
Pobyt w Rio de Janeiro z pewnością dawał możliwość poznania wielu nowych osób. Kto ze znanych polskich sportowców wywarł na Tobie największe wrażenie?
- Przez moją kontuzję poznałem wielu ludzi ze sztabu medycznego. Codzienne wizyty pozwoliły mi dowiedzieć się wiele na temat leczenia i powrotu do pełnej sprawności. Wiadomo, że mijaliśmy się ze wszystkimi sportowcami. Najlepszy kontakt mieliśmy z lekkoatletami oraz piłkarzami ręcznymi. Z tymi dwoma grupami już po naszych startach podczas ostatniego dnia IO mieliśmy integrację. Co tam się działo – to pozostanie tajemnicą. W myśl zasady „co w Rio, niech zostanie w Rio”. Mogę zdradzić jedynie, że było ciekawie, ale bez podawania szczegółów.
Masz w kraju wielu kibiców, co potwierdza chociażby liczba odsłon na Twoim fanpage’u. Z pewnością wielu fanów interesuje to, jakie masz plany. Zamierzasz startować za cztery lata w Tokio?
- Myślę, że do Tokio powinienem dać radę. Miałem problemy z kręgosłupem, lecz gdy wszystko zostało zdiagnozowane i zacząłem robić ćwiczenia, to jest już o wiele lepiej. Nie odczuwam większych problemów z tym związanych. Jeżeli nie wydarzy się nic strasznego, to powinienem dotrwać do igrzysk w Tokio. W najbliższym czasie planuję wreszcie wakacje i wyjeżdżam na Majorkę. Następnie będę startował w lidze niemieckiej. W dniach 19-25 września będę na Wojskowych Mistrzostwach Świata w Macedonii. Przewidywany jest jeszcze wyjazd do Rosji na zawody.
Zebrałeś spory bagaż sportowych doświadczeń. W Krotoszynie młodzi zapaśnicy będą marzyć, aby zaprezentować się na IO, tak jak Ty. Jakie wskazówki dałbyś młodym zawodnikom na początku ich drogi po marzenia?
- Młodzi zapaśnicy muszą być bardzo wytrwali w dążeniu do celu. Nie mogą się załamywać po jednej czy dwóch porażkach. Ciężka praca na treningach z biegiem czasu przynosi wyniki. Nic nie dzieje się od zaraz, najważniejsza jest wytrwałość i systematyczność. To, w połączeniu z zaangażowaniem i pasją, pozwala spełniać sportowe marzenia.