O telewizyjnej przygodzie, o futbolu i “DJ-owaniu” we Florencji, ale przede wszystkim o biznesie i finansach z Witoldem Casettim, biznesmenem i dziennikarzem, rozmawia Daniel Borski.
Zacznijmy od Twoich korzeni. Bardziej czujesz się Polakiem z włoskim paszportem czy Włochem z polskim?
Dzięki podwójnemu obywatelstwu jestem w połowie Polakiem i w połowie Włochem. Zresztą nie tylko o kwestie formalne chodzi. Od zawsze miałem podwójną naturę i tak jest do tej pory. W Polsce mieszkam od 14 lat.
Czy fakt, iż w naszym kraju jesteś już ponad dekadę, świadczy o tym, że osiadłeś tutaj na stałe?
Niekoniecznie. Czuję się Europejczykiem i trudno wyrokować, gdzie będę mieszkać za parę lat. Najbliższy czas wiążę z Warszawą, ale nie wiadomo, czy w przyszłości „nie poniesie” mnie np. do Brukseli czy do Krotoszyna. Mój dom to Europa, to Polska i Włochy. Świetnie czuję się w obu miejscach. Do rodzinnej Toskanii wracam co najmniej raz na dwa miesiące.
Dla zdecydowanej większości Polaków jesteś kojarzony z branżą medialną. Jak rozpoczęła się Twoja kariera telewizyjna, której początkiem był udział w programie „Europa da się lubić”?
W lutym 2003 r., po pierwszym odcinku „Europa da się lubić”, pani pracująca w firmie, w której byłem prezesem, powiedziała: panie Casetti, pan się nadaje do tego programu. Szukano do niego obcokrajowców, mogących w ciekawy sposób przedstawić kulturę innych krajów. Po wysłaniu zgłoszenia zadzwonił przedstawiciel Media Corporation. Miesiąc później wygrałem casting i tak się zaczęło. Mój przykład dowodzi, iż w życiu trzeba dostrzec okazję i ją wykorzystać.
Z dobrej strony pokazałeś się również w show zatytułowanym „Wyprawa Robinson”. Które z zadań były dla Ciebie najtrudniejsze i co zapamiętasz z tej przygody do końca życia?
Zacznę od tego, co sobie uświadomiłem. Dotarło do mnie, jak bardzo mamy rozwiniętą cywilizację. Podczas „Wyprawy” nie miałem ubrania – raptem kilka części garderoby – nie było mydła, zegarka, telewizji, łóżka, prądu czy radia. Po programie zacząłem doceniać to, czego ludzie nie dostrzegają, bo dla każdego normą jest posiadanie mediów czy środków czystości.
Jeśli chodzi zaś o wyzwanie, było nim opanowanie nerwów, gdy Tomek Wysocki zdradził dziewczynom nasz plan. W finale zostały trzy kobiety i trzech mężczyzn. Wespół z Jarkiem Stolarczykiem uznaliśmy, że najlepiej będzie wyeliminować kobiety, a później miała obowiązywać zasada „niech wygra lepszy”. Nie mogłem sobie dać rady z faktem, że Tomek poinformował dziewczyny o naszych zamiarach. Nawet produkcja musiała interweniować, a na planie pojawił się reżyser. Oczywiście byłem pierwszym z tego grona, który pożegnał się z programem.
Ale W. Casetti to nie tylko postać medialna. W przeszłości byłeś DJ-em, jesteś fanem futbolu, a poza tym prężnie działasz na rynku finansowym. Z jakich pobudek zająłeś się działalnością biznesową?
Muzyka to moje hobby. Gdy miałem 17 lat, niemal w każdy weekend grałem w dyskotekach we Florencji. Po dziesięciu latach stwierdziłem jednak, że nie można żyć w nocy i spać w dzień. W związku z tym zająłem się biznesem, który od zawsze mnie kręcił. Zacząłem pracować na własny rachunek w branży finansowej. To dla mnie idealny sposób na samorealizację. Oczywiście nie każdy będzie milionerem, bo nie to jest celem samym w sobie. Chodzi o umiejętne zagospodarowanie własnego czasu. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, w której musiałbym pytać szefa, czy we wtorek rano mogę pójść na basen. Będąc kowalem swojego losu, wszystko zależy wyłącznie od ciebie i twoich wyników.
Sądzisz więc, że Polakom potrzebna jest edukacja finansowa. Jakich rad udzieliłbyś młodym przedsiębiorcom, marzącym o osiągnięciu sukcesu?
Zacznę od tego, że edukacja finansowa potrzebna jest wszystkim, nie tylko biznesmenom. Dzięki niej człowiek posiada dobre przygotowanie do życia. Nauka w tym zakresie pozwoli na niepopełnianie błędów i nietracenie środków. Proszę jednak nie mylić edukacji finansowej z biznesową. Dla mnie jednym z najlepszych wzorców jest Robert Kiyosaki, autor książki „Bogaty ojciec, biedny ojciec”, którą polecam wszystkim. Przedsiębiorcom rozpoczynającym działalność i nie tylko polecam udział w seminarium poświęconym rozwojowi umysłowemu, budowaniu biznesu i edukacji finansowej.
Mógłbyś podać przykład osoby niezajmującej się biznesem, a której potrzebna jest wiedza z zakresu finansów?
Oczywiście. Można wymienić dziesiątki przypadków. Ktoś powie, że gospodyni domowej nie przyda się tego typu edukacja, bo utrzymaniem domu zajmuje się mąż. Stawiam stanowcze veto! Kobieta zajmująca się domem i posiadająca dzieci potrzebuje wiedzy, ponieważ dzięki temu odpowiednio ukierunkuje swoje pociechy.
Słuchając jednej z Twoich prelekcji, uświadomiłem sobie trywialny dla wielu fakt, iż nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania. Czy zgadzasz się, że jeśli ktoś nie ma mentalności zwycięzcy, nie jest kreatywny i nie ma wizji na przyszłość, nie osiągnie sukcesu?
Masz rację niemal w stu procentach. Załóżmy, że masz fart i dostałeś okazały spadek. Jednak o finansach wiesz tyle, co nic. Dostałeś kasę od losu, którą roztrwonisz, bo nie potrafisz budować bogactwa. Poprzez firmę ARUM S.A. staramy się zmieniać mentalność ludzi i pokazywać pewien sposób myślenia. Okazuje się, iż milionerzy postępują i myślą zupełnie inaczej niż osoby biedne lub o średnim statusie majątkowym. Kluczowa jest wspomniana mentalność zwycięzcy. Wiedza nabyta w szkole – często niestosowana – niczego nam w życiu nie da. Pomocna będzie tylko wiedza praktyczna.
Dlaczego polecasz seminaria biznesowo-inwestycyjne, organizowane przez ARUM?
Ponieważ promujemy pewien system biznesu. Można go „kupić”, ale nie trzeba. Każda decyzja zapadnie po seminarium, w trakcie którego otrzymamy ogrom wiedzy na temat finansów, która – jak podkreślam – dotyczy wszystkich. ARUM, posiadające licencję Komisji Nadzoru Finansowego, stało się dla mnie narzędziem do tego, by odnieść sukces na rynku polskim. Za pomocą zdobytej wiedzy można wszystko obrócić w praktykę.
Pomówmy o działaniach dobroczynnych. Czy jest szansa, że Ty i Twoi znajomi pojawicie się na kolejnym evencie charytatywnym, organizowanym przez naszą redakcję?
Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej (śmiech). Wówczas gościlibyśmy także podczas VII Turnieju „GRAMY DLA RAFAŁA”.(…) Uwielbiam dzieci. W miarę możliwości staram się pomagać tym, które zostały dotknięte przez los. Wystarczy, że odpowiednio wcześnie powiadomisz mnie o terminie imprezy, a z pewnością się na niej pojawię.
Na koniec poruszmy aspekt polsko-włoski. Załóżmy, że na Mundialu w Brazylii w finale Squadra Azzurra zmierzy się z biało-czerwonymi. Komu wówczas będziesz kibicować?
Dla mnie byłby to idealny finał. Bez względu na zwycięzcę, ja byłbym wygranym. W przypadku triumfu Polski, świętowałbym z Polakami. Gdyby lepsza okazała się Italia, bawiłbym się z Włochami.
Bezpłatne Forum Biznesowe odbędzie się 7 lutego w Willi Wawrzyniak. Zgłoszenia przyjmowane są pod nr telefonu: 531-900-502, 509-160-254.