Jesienią ubiegłego roku Rada Miejska w Krotoszynie miała uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego, który obejmował między innymi rejon ulicy Północnej. Nie doszło do tego z powodu narastającego nieustannie konfliktu pomiędzy mieszkańcami tej ulicy a właścicielami miejscowego zakładu.
Zakład został wybudowany na ul. Północnej, a teren ten w planach pierwotnie funkcjonował jako obszar dostosowany do działalności przemysłowej. Zorganizowana grupa krotoszynian, mieszkających w pobliżu wspomnianego przedsiębiorstwa, domaga się, by w planie zagospodarowania przestrzennego znalazł się zapis mówiący o przekształceniu tego terenu w mieszkaniowo-usługowy, co skutkować będzie koniecznością zawieszenia działalności przez właścicieli zakładu bądź przeniesieniem go w inne miejsce. Mieszkańcy podważają wcześniejszy zapis o przeznaczeniu tego terenu na przemysłowy i kierują wiele uwag oraz pretensji w kierunku firmy, która – jak twierdzą – przysparza im wiele kłopotów.
Zawiązane zostało Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Miasta i Gminy Krotoszyn. – Nie zgadzamy się, aby zakład stolarski, który na początku był małą firmą, w ten sposób się rozrastał – tłumaczy Anna Konarska-Mielcarek, prezes stowarzyszenia. - Codziennie jesteśmy skazani na dobiegający zewsząd hałas, również po godzinie 22.00, na pylenie, spalanie odpadów w zakładzie, w tym lakierów, czy niszczenie niedawno wybudowanej drogi przez samochody ciężarowe, przyjeżdżające do firmy. Konflikt mieszkańców z firmą trwa już od ponad roku i póki co nie zanosi się na jego polubowne rozwiązanie.
- Były już mediacje z gminą – z udziałem burmistrza. Nic w tym temacie się nie zmienia. Mówimy stanowczo: „stop samowolom budowlanym w Krotoszynie”, a takie właśnie miały miejsce na terenie firmy – oznajmia Jacek Mielcarek. Mieszkańcy przedstawili wystawiony niedawno nakaz rozbiórki jednej z hal magazynowych, znajdujących się na terenie firmy.
Dążenia mieszkańców ul. Północnej postanowił wesprzeć Grzegorz Majchszak, radny miejski. – Plan zagospodarowania przestrzennego w takiej formie, w jakiej był zaproponowany, został odrzucony w głosowaniu radnych. Trzeba będzie w końcu wypracować jakieś porozumienie – stwierdza radny Majchszak. Mieszkańcy podkreślają, że nie chodzi im o to, by firma przestała istnieć, ponieważ zatrudnia ponad setkę pracowników, ale uważają, iż najlepszym rozwiązaniem byłoby jej przeniesienie w inne miejsce.
Co na to właściciele zakładu – Marcin i Paweł Rusek? Jak mówią, firma powstała już w 1985 roku, jako mały zakład rzemieślniczy, z inicjatywy ich ojca. – To nasza rodzinna firma, jesteśmy producentem mebli.Obecnie zatrudniamy stu pracowników i stale się rozwijamy. Mamy wszelkiego rodzaju certyfikaty naszych usług, dostępnych maszyn czy wysokiej jakości produkowanych tu mebli - opowiadają bracia.
Obszar, na którym funkcjonuje ich firma, od początku był przeznaczony na działalność przemysłową, co potwierdza dokument otrzymany w Urzędzie Miejskim w Krotoszynie w 2013 roku, na który teraz powołują się właściciele. Uważają, że nie jest w porządku w stosunku do nich, żeby zmieniono status terenu na mieszkaniowo-usługowy. – Kiedy mój ojciec budował ten zakład, nie było żadnego problemu i wszystko było w należytym porządku. Próbujemy iść naprzód, ciągle się rozwijać, dlatego stawiamy na modernizację. Widać nie każdemu się to podoba – mówi Marcin Rusek.
Jeśli chodzi o sam konflikt, to właściciele próbowali dojść do porozumienia z mieszkańcami podczas kilku spotkań i wypracować korzystny dla wszystkich kompromis. W celu zmniejszenia uciążliwości, na które narażeni są mieszkańcy, zaproponowano trzy rozwiązania – wybudowanie drogi do firmy z drugiej strony, żeby ulicą Północną nie jeździły samochody transportowe, zmniejszenie pylenia poprzez montaż odpylaczy oraz modernizację komina. – Na początku te postulaty zostały przez wszystkich zaakceptowane. Później jednak ludzie zmienili zdanie – przyznaje Marcin Rusek.
Właściciele zakładu odnieśli się również do decyzji nadzoru budowlanego, który nakazał rozbiórkę jednej z hal magazynowych, dopatrując się samowoli budowlanej. – Kiedy powstawała ta hala, a właściwie namiot magazynowy, były inne przepisy, nie była potrzebna zgoda – tłumaczą. - Mieszkańcy wykorzystali to jako pretekst wówczas, gdy przepisy się zmieniły. Przyjęliśmy tę decyzję i zgodziliśmy się na rozbiórkę, zapłaciliśmy karę i staramy się, żeby zgodnie z prawem wybudować halę magazynową.
Bracia dodają, że przez mieszkańców ciągle w ich firmie są jakieś kontrole, m.in. Straży Miejskiej, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska czy nadzoru budowlanego. – Uchybień nie znajdują – twierdzi Paweł Rusek. – Niedawno padały zarzuty, że palimy lakierami i odpadami w piecach, co jest nieprawdą. Zrezygnowaliśmy z tego dawno temu – podkreśla. W piecach spalana jest przede wszystkim biomasa, a dokładnie brykiet.
Właściciele firmy pozwolili nam zwiedzić ich zakład. Zobaczyliśmy część montażową, łączącą się z halą magazynową, gdzie meble są pakowane do wysyłki. Widzieliśmy również ekologiczne olejowanie mebli. Następnie w hali produkcyjnej przyglądaliśmy się, jak przebiega praca. W trakcie pracy maszyn jest hałas, ale nawet nie na tyle uciążliwy, by uniemożliwiał swobodną komunikację. Kiedy wyszliśmy z hali, po zamknięciu drzwi była kompletna cisza. Trudno było uwierzyć, że w środku praca idzie pełną parą.
- Chcieliśmy pokazać, że nie mamy nic do ukrycia. Jesteśmy profesjonalną firmą i dbamy o swoich klientów. Rocznie płacimy 60 tysięcy złotych podatku. Otrzymaliśmy tę firmę po ojcu i chcemy nadal ją prowadzić. Jeśli burmistrz uważa, że powinniśmy się stąd wyprowadzić, to powinien wyłożyć 15 mln zł, które włożyliśmy w tę firmę i wskazać teren, gdzie powinniśmy się przenieść – mówi na koniec jeden z braci Rusek.
MICHAŁ KOBUSZYŃSKI