Sobota okazała się kolejnym niechlubnym dniem polskiej piłki nożnej. Nasi reprezentanci przegrali z Czechami pojedynek o wyjście z grupy. I to w nie najlepszym stylu. Tak więc dla podopiecznych Franciszka Smudy Euro skończyło się szybciej, niż zakładano. I mam tylko nadzieję, że w związku z tym smutnym faktem zainteresowanie Polaków turniejem o mistrzostwo Starego Kontynentu nie zmaleje, gdyż właśnie zapadają ostatnie rozstrzygnięcia grupowe i tak naprawdę teraz – od ćwierćfinałów – zacznie się prawdziwa walka. Kto z niej wyjdzie zwycięsko – przekonamy się pierwszego dnia lipca. Osobiście stawiam na kogoś z czwórki Francja, Hiszpania, Niemcy, Portugalia (kolejność nieprzypadkowa…), bo to ekipy prezentujące zdecydowanie najciekawszy futbol na polsko-ukraińskich arenach.
Wróćmy jednak do polskiej drużyny. Nie będę pastwił się tutaj nad selekcjonerem Smudą, gdyż dla niego to i tak największa porażka w trenerskiej karierze. Powiem tylko tyle, że Franzowi ewidentnie zabrakło odwagi i może odrobiny szaleństwa, bo wystawić na mecz, który TRZEBA wygrać, trójkę defensywnych pomocników to oczywisty brak wyobraźni. Taki skład odczytałem jako asekuranctwo. Problem w tym, że nijak nie potrafię zrozumieć przyczyn wystawienia w wyjściowej jedenastce zaledwie trzech (!) ofensywnych graczy, spośród których zresztą tylko Lewandowski i Błaszczykowski prezentowali jako taką formę. Trudno bowiem coś pozytywnego powiedzieć o Obraniaku, który zawiódł na całej linii. Równie mocno swą grą rozczarował Murawski, który w mniemaniu Smudy miał brać się za rozgrywanie. Co z tego wyszło, widzieliśmy w 72. minucie spotkania Polska – Czechy…
Jedno trzeba Smudzie oddać – „wynalazł” dla naszej reprezentacji Perquisa i Polanskiego, którzy na tych mistrzostwach byli najlepszymi graczami polskiej drużyny. A i Boenisch z meczu na mecz grał coraz lepiej i wydaje się, że w przyszłości będziemy mieć z tego zawodnika sporo pożytku.
Na pocieszenie warto nadmienić, iż osiągnęliśmy lepszy wynik niż Holendrzy. My zdobyliśmy bowiem dwa punkty, a wicemistrzowie świata – ani jednego. No i jest progres, albowiem na poprzednich mistrzostwach Europy Polacy wywalczyli jedno oczko.
ANDRZEJ KAMIŃSKI