Pani Monika z Pogorzałek Wielkich (gmina Koźmin Wlkp.) walczy z nowotworem. Jest żoną i mamą dwóch dziewczynek – 9-letniej Weroniki oraz 6-letniej Leny. Wspólnie z mężem prowadzi małe gospodarstwo rolne, z którego dochody nie są duże. - Dodatkowo mąż pracuje, a ja otrzymuję niewielka rentę. Nie stać nas na wiele, a moje leczenie wymaga środków – mówi kobieta.
W październiku 2014 mieszkanka Pogorzałek Wielkich zachorowała. – Odczuwałam straszny ból w kręgosłupie, który promieniował przez całą lewą nogę – opowiada. - Udałam się do lekarza rodzinnego, który stwierdził objawy związane z rwą kulszową. Na początku przyjmowałam tabletki przeciwbólowe, ale niestety nie dawały żadnej ulgi.
Ból nie ustępował, więc przepisano zastrzyki. Pomogły tylko na chwilę. Nie było żadnej poprawy, a ból jeszcze się nasilał. - Z bólu nie mogłam stanąć na tej nodze. Koniecznością stało się poruszanie o kulach – mówi pani Monika. Kobietę skierowano na zdjęcie rentgenowskie kręgosłupa, lecz ono nic nie wykazało. Na kolejnej wizycie u neurologa stwierdzono prawidłowe odruchy.
- W styczniu 2015 udałam się na wizytę prywatną do ortopedy, który wreszcie skierował moje leczenie na właściwe tory – oznajmia mieszkanka Pogorzałek Wielkich. - Podejrzewał przepuklinę w kręgosłupie, więc zlecił wykonanie rezonansu magnetycznego.
Niestety, wynik rezonansu okazał się okrutny… Duży guz lewego pośladka, wychodzący z kości biodrowej z naciekami na lewy staw krzyżowo-biodrowy i mięśni pośladkowych, 8×4 cm – tak brzmiała diagnoza. - Miałam wrażenie, że to nie może dotyczyć mojej osoby – przyznaje pani Monika. - Nie mogłam w to uwierzyć. Ja mam nowotwór złośliwy? To chyba pomyłka! - tak wtedy pomyślałam. Jednak druga biopsja wykazała, że to MIĘSAK EWINGA SARCOMA. - Był na tyle złośliwy, że nie miałam już części kości miednicy, którą nowotwór „zjadł” – dodaje kobieta.
- Zaczęłam sobie zadawać pytanie: co z moimi córkami, które mnie bardzo potrzebują? - kontynuuje. – I postanowiłam, że to dla nich będę walczyć, że dla niech się nie poddam! - stwierdza.
Pani Monika podjęła leczenie w Centrum Onkologii w Warszawie. Po trzech kursach chemii zrobiła PET i się okazało, że chemia działa. Była reakcja na leczenie. - Aż do lutego 2016 roku miałam przyjeżdżać do Warszawy, po leczeniu tylko na kontrole – mówi. - Pierwsza wizyta wypadła pomyślnie, nic złego się nie działo. Byłam szczęśliwa, chciało mi się żyć, świat nabrał innych barw.
Ale kontrolny rezonans, wykonany w czerwcu 2016, wykazał chorobę progresową. Badanie TK potwierdziło wynik rezonansu. - Byłam przerażona – mówi pani Monika. - Nie mogłam w to uwierzyć! Progresja i do tego jeszcze z przerzutami do płuc – aż 12 guzków.
Nasza bohaterka walczyła dalej. Poszła do lekarza z wynikami i usłyszała, że być może leczenie nie przyniesie już żadnego skutku… Zaproponowano jej leczenie paliatywne. W lipcu podano chemię. Po trzech kursach chemioterapii zrobiła TK. Okazało się, że chemia działa. – Cały czas żyję nadzieją, że tak będzie dalej, nie poddam się – podkreśla pani Monika. - Siłę do walki o każdy kolejny dzień daje mi rodzina, jej wsparcie, miłość. Mam dla kogo żyć, zwłaszcza dla moich córeczek, które kocham nad życie. Moja Weronika w maju przystąpi do I Komunii Świętej i ja muszę w tym dniu z nią być. Obie muszą mnie mieć przy sobie jak najdłużej…
OPRAC. (ANKA)
POMAGAJMY!
Pani Monice można pomóc, dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem:
“665 pomoc dla Moniki Pachurki”
wpłaty zagraniczne – foreign payments:
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Title: „665 Help for Monika Pachurka”