Z Piotrem Mikołajczykiem, dyrektorem Muzeum Regionalnego w Krotoszynie, o koncepcji funkcjonowania tej instytucji, o krotoszyńskiej kulturze, o działalności w Poczcie Wierzbięty i wielu innych sprawach, rozmawia Patryk Śniatała.
Od niedawna pełni Pan funkcję dyrektora Muzeum Regionalnego w Krotoszynie. Jak Pan ocenia początkowy okres swojej kadencji?
Jestem na stanowisku od lipca i tak naprawdę nadal się wdrażam. Przez te ponad trzy miesiące poznawałem specyfikę pracy w naszym muzeum, wczytywałem się w przepisy i przejmowałem tę ogromną ilość muzealiów, które od wiosny pieczołowicie inwentaryzowano. Oczywiście, nieoceniona była – i zresztą nadal jest – pomoc moich współpracowników. Niektórzy już od dziesięcioleci pracują w muzealnictwie i ich doświadczenie jest dla mnie bezcenne. Do końca września bardzo mi pomagała również była pani dyrektor. Ci ludzie znają każdy kącik i każdy, nawet najdrobniejszy zabytek.
Na razie nabieram więc doświadczenia i nadal się uczę, co pewnie jeszcze jakiś czas potrwa. Ogólnie rzecz biorąc, ta praca bardzo mi się podoba. Dla mnie, jako historyka, czymś niesamowitym jest obcowanie z historią. Cały czas w magazynach i szafach odnajduję niesamowite skarby z przeszłości.
Co Pana zaskoczyło czy zdziwiło po objęciu tego stanowiska? A może wszystko układa się tak, jak Pan zakładał?
Na razie udaje mi się realizować powoli wszystko, co sobie założyłem. Jednak już na początku mówiłem, że będę starał się wprowadzać pewne zmiany, ale raczej poprzez ewolucję niż rewolucję. Mam sporo pomysłów, lecz wiele okaże się dopiero w najbliższych miesiącach, kiedy będzie uchwalany budżet. To od niego zależy, czy niektóre pomysły ujrzą światło dzienne.
Jeśli chodzi o zdziwienie, to zaskoczyła mnie liczba rewelacyjnych wprost zabytków. Wcześniej bywałem w muzeum często i wiedziałem, że jest tam sporo ciekawych rzeczy, ale liczba prawdziwych rarytasów i skarbów powaliła mnie. Naprawdę niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, czym dysponuje nasze muzeum i co można tutaj zobaczyć. Niejedno muzeum okręgowe nie ma takiej kolekcji, nie mówiąc o regionalnych.
To, zdaje się, nowe doświadczenie w pańskim życiu zawodowym? Co Pana skłoniło do ubiegania się o stanowisko dyrektora tej instytucji?
Tak, jest to dla mnie całkowita nowość. Jestem wprawdzie historykiem i regionalistą, ale praca w takiej instytucji to zupełnie nowe wyzwanie. I tu ma Pan jednocześnie odpowiedź na drugą część pytania. Zdecydowałem się startować w konkursie na to stanowisko po pierwsze z pasji i zainteresowań – trudno znaleźć lepsze miejsce pracy dla pasjonatów historii niż muzeum. Po drugie – zrobiłem to, by się rozwijać, bo przecież temu mają służyć nowe wyzwania.
Proszę powiedzieć parę słów o pańskiej koncepcji kierowania muzeum.
Ciężko to zdefiniować w kilku słowach, ale spróbuję. Muzeum Regionalne według mojej wizji to placówka otwarta i ściśle współpracująca ze środowiskiem lokalnym, szczególnie z aktywnymi w naszym regionie organizacjami pozarządowymi. Będę się też starał pozyskać do pomocy wolontariuszy. Chciałbym organizować wiele ciekawych wystaw, konkursów (również dla dorosłych), imprez, gier miejskich i innych działań, które mogłyby trafić w gusta osób niekoniecznie interesujących się samą historią.
Wiele osób w Krotoszynie interesuje się miastem i jego historią, mamy ogromną rzeszę pasjonatów. Dla nich muzeum zawsze jest otwarte i jeśli tylko chcieliby pochwalić się i wyeksponować swoje kolekcje, to nie ma żadnego problemu. Nas przykład w naszej najbliższej wystawie – “Wrzesień 1939″ – nasze eksponaty i plansze IPN-u wzbogaciliśmy o zbiory dwóch pasjonatów z okolicy.
Chciałbym zdigitalizować zbiory muzeum. Koszty takiej operacji są potworne, więc na razie, za pomocą skanerów, robimy to metodą chałupniczą.W zeszłym tygodniu pojawiła się jednak szansa ogólnej i – co najważniejsze – bezpłatnej digitalizacji naszych dokumentów i zdjęć we współpracy z UAM w Poznaniu. Mam nadzieję, że uda się wejść w ten projekt. Podobnie będę chciał zacieśnić współpracę z UAM w kilku innych kwestiach, np. sfragistycznych (nauka o pieczęciach).
Jeśli się uda, chciałbym zrealizować projekt, który nazwałem “Łowcy pamięci”, polegający na zbieraniu wspomnień starszych osób i utrwalaniu ich w postaci nagrań. Takie źródła byłyby bezcenne i będę się starał wprowadzić tę inicjatywę w życie. Chciałbym, by muzeum ożyło w sieci. Myślę, że powoli się to udaje poprzez funkcjonowanie m.in. na portalu Facebook. To tylko niektóre z moich pomysłów i to w bardzo ogólnym zarysie.
Może zechciałby Pan zdradzić Czytelnikom, czym zawodowo zajmował się Pan, zanim został dyrektorem?
Byłem nauczycielem. Kilka ładnych lat pracowałem w ZSP nr 1, najdłużej uczyłem w ZS w Orpiszewie, no i od zeszłego roku pracuję na zastępstwie w I LO. Dodatkowo, przez ponad 10 lat, pracowałem jako wychowawca w Młodzieżowym Klubie Środowiskowym “Rivendell”, który obecnie działa przy Stowarzyszeniu Twoja Alternatywa.
Działa Pan aktywnie w krotoszyńskim Poczcie Wierzbięty. Skąd taka pasja? Skąd zamiłowanie do rycerstwa?
To hobby. Człowiek musi mieć jakąś odskocznię od rzeczywistości, bo inaczej oszaleje. Jestem historykiem, militarystą i mediewistą. Zawsze interesowałem się historią, choć kiedyś pasjonowała mnie przede wszystkim historia najnowsza. Potem człowiek interesuje się inną epoką, następnie kolejną i tak do momentu, aż dochodzi do tej ukochanej. Dla mnie zakończyło się to poszukiwanie na średniowieczu i już tak zostało. Przyznam jednak, że mam ponownie nawrót choroby i znów zaczyna mnie coraz bardziej wciągać historia najnowsza.
Jeśli zaś chodzi o rycerstwo, to na studiach miałem kilku znajomych, którzy tworzyli bractwo rycerskie, więc dołączyłem do nich, żeby spróbować. Wydawało mi się to czymś zbieżnym z grami fabularnymi i fantastyką, którą również się interesowałem (do dziś). Okazało się z czasem, że podoba mi się odgrywanie roli kogoś z innej epoki. Potem nasza grupa powoli ewoluowała z bractwa rycerskiego w grupę rekonstrukcyjną, którą dziś jesteśmy i dla której liczy się przede wszystkim jak najbardziej wierna rekonstrukcja wyposażenia i stroju.
Jak Pan ocenia stan kultury (inicjatywy kulturalne) w naszym mieście?
Uważam, wbrew powszechnej opinii, że dzieje się naprawdę wiele. Szeroką ofertę ma nasza biblioteka i działa bardzo aktywnie, podobnie KOK. Często goszczą w Krotoszynie renomowane teatry z bardzo znanymi spektaklami, są koncerty – ostatnio na przykład byłem na Ceziku, a kino oferuje najnowsze produkcje. Są też organizacje pozarządowe z własnymi działaniami. Daleko nie trzeba szukać – od zeszłego piątku, przez następny tydzień mamy aż pięć wernisaży różnorodnych wystaw, w tym oczywiście nasz. Ostatnio można nawet zagłosować na gwiazdę przyszłych Dni Krotoszyna.
Jeśli upatrywałbym problemu, to w dwóch aspektach. Pierwszy informacyjny – ogłoszenia pojawiają się na stronie Krotoszyna, jest serwis SMS-owy, infokultura i słupy z plakatami. Ale dziś życie toczy się na portalach społecznościowych. To tam trzeba rzucić główną siłę promocyjną. Są oczywiście strony facebookowe miasta i instytucji, ale są zaspamowane. Co z tego, że ktoś wrzuci informację, jak za moment, w ciągu kilku godzin, nawrzuca kolejnych 30 postów i po informacji. Wystarczy spojrzeć na koncert wspomnianego Cezika. Wydarzenie na Facebooku, przemyślane, pojedyncze ogłoszenia i co? I tydzień przed koncertem kończą się bilety.
Drugi problem to niechęć mieszkańców do brania udziału w tego typu wydarzeniach, choć i to powoli się zmienia. Mieszkańcy wielu miast mają już nawyk regularnego (choć raz w miesiącu/kwartale) uczestniczenia w życiu kulturalnym miasta, u nas to się dopiero pojawia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ta nieobecność na różnego rodzaju koncertach/spektaklach to w wielu wypadkach brak możliwości finansowych, ale na przykład niedzielne wystawy są w naszym muzeum bezpłatne, a i tak frekwencja szału nie robi.
Czego życzyć Panu jako dyrektorowi krotoszyńskiego muzeum?
Nie wiem. Na pewno szczęścia, no i powodzenia.
I tego Panu życzymy.