Z Jagodą Szkudłapską, wielokrotną finalistką mistrzostw Polski i mistrzynią Dolnego Śląska w tańcach standardowych, rozmawiała Aleksandra Figlak
Jak zaczęła się Twoja przygoda z tańcem?
- Kiedy chodziłam do II klasy szkoły podstawowej, organizowane były zajęcia taneczne. Na początku poszłam z ciekawości. Tak mi się spodobało, że mocno się zaangażowałam. Z czasem nie były to już tylko treningi w sali nad remizą strażacką w Zdunach, ale przeniosłam się do Krotoszyna. Tańczyłam przez kilka lat w klubie Feniks pod okiem Macieja Wypycha. Następnie rodzice wozili mnie trzy razy w tygodniu do Wrocławia. Gdy poszłam na studia, to problem dojazdów na zajęcia przestał istnieć, ale trzeba było połączyć naukę z treningami i pracą.
To chyba nie jest takie łatwe – trenować po kilka godzin dziennie, uczyć się i jeszcze pracować?
- Tak, jest to bardzo trudne,mój poprzedni partner taneczny niestety na dłuższą metę nie był w stanie godzić nauki na studiach i naszych treningów. Musieliśmy przestać razem ćwiczyć. Od trzech lat tworzę parę z Patrykiem Budakiewiczem i uważam, że się świetnie dogadujemy. W pracy też nie mam problemów. Mam bardzo wyrozumiałego szefa, który wie, że mogę pracować tylko od rana, bo popołudniami mam treningi. On sam mobilizuje mnie do pracy i organizuje też dla mnie różne dodatkowe zajęcia.
Taniec zawodowy jest bardzo drogim sportem, bo są to nie tylko koszty treningów, ale także odpowiednich strojów.
- Zgadza się. Tutaj mam wobec moich rodziców ogromny dług wdzięczności. Od zawsze sponsorowali moją pasję. Inwestowali w trenerów, ubrania, dowozili na zajęcia. Teraz już, choć mamy we Wrocławiu bardzo dobrych trenerów z niesamowitymi osiągnięciami, jeździmy też za granicę na treningi. Wtedy koszt jednej 45-minutowej lekcji to przynajmniej kilkadziesiąt euro, a przecież jeśli np. lecimy do Włoch, to nie na jedną lekcję, ale na kilka. Do tego dochodzą koszty przelotu czy hotelu. Tak jak wspomniałaś, ubrania także pochłaniają bardzo dużo pieniędzy. Koszt jednej sukienki to ok. 7 tys. zł, są one szyte ze specjalnych tkanin i wyklejone kamieniami Svarowskiego. Niestety, taniec towarzyski na zawodach to nie tylko piękny i poprzedzony ciężką pracą występ, lecz również nasza postawa i wygląd. Dlatego na tym poziomie tańca częsta zmiana stroju jest nieunikniona, więc staram się przerabiać swoje poprzednie sukienki, czasem odkupuję od innych tancerek i dostosowuję do swoich potrzeb. Choć są i takie zawodniczki, które co turniej mają inną sukienkę. Kolejnym wydatkiem są buty. Zawsze są one robione na zamówienie, specjalnie z odrysu stopy. Obuwie niszczy się bardzo szybko, więc czasem jest tak, że od razu zamawiam np. dwie pary.
Tańczysz już kilkanaście lat. Czy nie masz czasem ochoty powiedzieć: “już mi się nie chce, jestem za stara, koniec z treningami”?
- Oczywiście, że zdarzają się takie kryzysy. Czasem mówię, że nie, że nie mam już siły iść na trening, że chcę wreszcie odpocząć, pojechać do swojego chłopaka do Szwecji czy po prostu zająć się czymś innym. Wtedy jednak zawsze przypominam sobie, jak wiele poświęcili dla mnie moi rodzice, że nie mogę ich teraz zawieść, tak samo jak mojego partnera tanecznego – Patryka. Nasi trenerzy też są wtedy bardzo dużym wsparciem. Stawiają nas za przykład dla dzieci trenujących taniec. Potrafią być bardzo wymagający na treningach, ale po nich stają się naszymi przyjaciółmi, którzy wspaniale motywują do dalszej pracy. Gdy mamy dłuższą przerwę w treningach, to Patryk do mnie dzwoni po kilku dniach i pyta, co u mnie, bo już się stęsknił i dochodzimy do wniosku, że czas najwyższy pojawić się w sali. Wtedy uświadamiam sobie, że brakuje mi tego i nie wyobrażam sobie życia bez tańca.
Wspomniałaś o roli trenerów. Jesteście dorosłymi ludźmi, ale na treningach to i tak chyba oni rządzą?
- Dokładnie tak jest. Pomimo tego, że ja mam 24 lata, a Patryk 23, to na treningach jesteśmy traktowani tak samo jak początkujące dzieci. Mamy robić dokładnie to, co trenerzy karzą. Jak już wcześniej wspomniałam, w tańcu liczy się także nasza postawa i wygląd, więc rolą trenerów jest również wpajanie nam, abyśmy się uśmiechali, mimo treningu zawsze się pięknie kłaniali po tańcu.
Zwracają uwagę na to, czy dziewczyny mają makijaż, pomalowane i zadbane paznokcie, nawet na to, w jakim kolorze rajstopy założyły. Strój treningowy również odgrywa tutaj ważną rolę. Dziewczyny trenują w długich i pięknych sukniach, natomiast chłopcy mają obcisłe, czarne t-shirty.Nie mówiąc już o tym, że niedopuszczalne jest, by trenować np. w dresie. Natomiast po treningu stają się naszymi przyjaciółmi. Wtedy możemy z nimi o wszystkim porozmawiać, o każdej sprawie, jaka tylko przyjdzie nam do głowy.
A jak wyglądają relacje z Twoim partnerem tanecznym? To nie jest chyba łatwe do pogodzenia, aby kilka godzin codziennie spędzać ze sobą i dogadywać się, gdy nie jest się parą w życiu prywatnym?
- W moim przypadku to jest tak, że to, co jest pomiędzy mną a Patrykiem, nazwałabym pewnego rodzaju chemią – jest to bardzo ważny czynnik, który powoduje nasz sukces. Podobnie jak się człowiek zakocha. My prywatnie nie jesteśmy parą, choć wiele takich przypadków w świecie tańca się zdarza. Jednak świetnie się ze sobą dogadujemy. Gdy nie widzimy się np. przez weekend czy kilka dni, to najpierw przed wspólnym treningiem musimy przegadać wszystko, co się przez ten czas wydarzyło, a dopiero później bierzemy się za taniec. Znamy się na tyle, że przychodząc na trening, zaraz po wejściu możemy ocenić, kto jest w jakim humorze. Jeśli natomiast zapytać kogoś postronnego o nas, to powie, że się wiecznie kłócimy. Ale taki już jest nasz sposób życia, takie mamy charaktery.
Taniec sportowy i praca w fitness klubie to nie są Twoje jedyne obowiązki?
- Zgadza się. Poza tym, że są to moje podstawowe zajęcia, to zajmuję się jeszcze kilkoma innymi sprawami. Mój codzienny grafik jest dość napięty. Od rana jestem w pracy, choć kiedy mogę, to zamieniam się z innymi dziewczynami, żeby one też czasem miały wolne popołudnia. Poza tym prowadzę zajęcia taneczne dla grup czy par indywidualnych. Często jest tak, że z jednych zajęć zaraz jadę na kolejne, a w międzyczasie zastanawiam się, czy nie zapomniałam o jakichś innych. Współpracuję z grupą wrocławskich chippendales’ów. Pomagam chłopakom przygotowywać ich układy i występy.
Zaczynasz już powoli myśleć o tym, żeby częściowo poświęcić się innym zajęciom, a taniec zawodowy odsunąć na dalszy plan?
- Jeszcze mam trochę czasu, zanim zdecyduję się całkowicie zrezygnować z tańca zawodowego, ale powoli myślę o rozpoczęciu działalności na swój rachunek. Chciałabym tutaj, na lokalnym gruncie prowadzić zajęcia taneczne. Myślę o tym, aby otworzyć szkołę tańca, jednak przede mną jeszcze wiele formalności, które prawodpodobnie zajmą mi czas do końca wakacji. Jednak jeśli wszystko się uda, od września chciałabym ruszyć z realizacją.
Na zakończenie powiedz może jeszcze o najbliższych zawodach, do jakich się przygotowujecie, coś o swoich trenerach i Waszych osiągnięciach.
- Będą to Mistrzostwa Polski Federacji Tańca Sportowego, które odbędą się 27 lutego w Kołobrzegu. Razem z Patrykiem należymy do Uczniowskiego Klubu Sportowego Olimp Sport Wrocław. W tej chwili jesteśmy najstarszą parą, jaka tam trenuje pod okiem Beaty i Macieja Felzenowskich. Z naszych dotychczasowych osiągnięć najważniejsze to wicemistrzostwo Polski klasy A w tańcach standardowych, jesteśmy także wielokrotnymi finalistami Akademickich Mistrzostw Polski, wielokrotnymi mistrzami Okręgu Dolnośląskiego i półfinalistami mistrzostw Polski par dorosłych w tańcach standardowych.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę wielu kolejnych sukcesów.
- Dziękuję bardzo.