Krotoszynianin Tomasz Dudek został skazany za kierowanie gróźb karalnych w stosunku do swojej byłej żony. Mężczyzna nie zgadzał się z wyrokiem i wytoczył pozwy przeciw prowadzącemu rozprawę prezesowi Sądu Rejonowego w Krotoszynie Patrykowi Pietrzakowi. Dudek jest również zbulwersowany postawą badających jego sprawę prokuratorów.
- Już nawet nie chodzi o mnie, bo i tak mnie rozwalą, ale opiszcie to. Wydział sprawiedliwości i prokuratorzy to jedna wielka klika. W innej redakcji przestraszyli się tematu – takimi słowami powitał nas krotoszynianin Tomasz Dudek, który jest zbulwersowany wieloma poczynaniami pracowników sądu i prokuratury.
Nie chcieli mnie nagrać
Podczas rozmowy Dudek przedstawił nam „tony” dokumentów związanych z przebiegiem jego sprawy. – W roku 2002 wyprowadziła się ode mnie żona – rozpoczyna omawianie swojej sytuacji. – Nigdy nie byłem święty, ale też nigdy nie zrobiłem krzywdy moim bliskim, co potwierdzają nawet zeznania osób występujących przeciw mnie(…). W maju 2010 roku zostałem zatrzymany przez policję pod pretekstem kierowania gróźb karalnych pod adresem byłej żony. Jak wynika z zeznań, małżonka zarzucała mu znęcanie się, używanie gróźb oraz nachodzenie w pracy. – Zeznała, że od dawna ją nękam, a na komendę zgłosiła się po paru ładnych latach. Dopiero później dotarło do mnie, co nią kierowało. Oczywiście nie zgadzam się z zarzutami – zaznacza. Mężczyzna nie ukrywa, że od momentu rozstania kontaktował się z synami. – To przecież normalne, że człowiek chciał mieć kontakt z dziećmi. Co ciekawe, dzwoniłem do synów w momencie, gdy towarzyszyli matce, kiedy składała zeznania. Przecież wówczas – w obecności policji – można było odebrać i nagrać te wszystkie „notoryczne groźby” – rozkłada ręce.
Zmieniamy prokuraturę?
Niespełna dobę później Dudek był już „na dołku”. – Zostałem zatrzymany bez nakazu. Byłem trzeźwy. Przesłuchano mnie – wspomina. Po godzinie aresztowany trafił do siedziby prokuratury. – Zeznając przed panią prokurator Agatą Kopczyńską, zaczął się cyrk – kontynuuje. W trakcie przesłuchania Dudek nawiązał do znajomości swojej małżonki z jej przełożoną, która z kolei utrzymywała bliskie stosunki z najważniejszą w tamtym czasie osobą w krotoszyńskiej prokuraturze. – Gdy wymieniłem nazwisko szefa, prokurator zapytała, czy chcę, aby sprawa została przekazana do innego oddziału. Oczywiście wyraziłem zgodę, tyle że nigdy moje prośby, a później żądania nie zostały spełnione – ironizuje Dudek. Jeszcze tego samego dnia krotoszynianin otrzymał karę trzymiesięcznego aresztu. – Na kpinę zakrawa fakt, że w międzyczasie próbowałem skontaktować się ze swoim adwokatem. Policjant z uśmiechem na twarzy wręczył mi wizytówkę mecenasa dopiero po zarządzeniu sankcji. Tyle tylko, że mój brat podał mu ją, zanim ustalono areszt! Policjant stwierdził, że zapomniał mi ją przekazać – wścieka się nasz rozmówca.
Będąc w ostrowskim areszcie, Dudek rozpoczął pisanie zażaleń. – Robiłem to na własną rękę, bo nie dano mi skontaktować się z obrońcą – irytuje się. Mężczyzna zaznacza, że w krotoszyńskiej prokuraturze członkowie jego rodziny zabiegali o widzenie, ale za każdym razem odpowiedź była odmowna. Do spotkania Dudka z adwokatem doszło po dwóch tygodniach. Po kolejnych siedmiu dniach, po posiedzeniu sądu w Kaliszu, pan Tomasz mógł wrócić do domu. Nałożono na niego dozór kuratorski.
Dlaczego nie uwzględniono billingów?
W żadnym wypadku nie jest to koniec sprawy. – Najlepsze dopiero przed nami – zapowiada. Gdy Dudek zapoznał się z oskarżeniami wytoczonymi przez małżonkę, nie mógł uwierzyć w to, co czytał. – Było podanych kilka dat, kiedy rzekomo groziłem jej telefonicznie. Ponoć nawet mówiłem o odebraniu jej życia – mówi. – W zeznaniach byłej żony znalazłem zdanie, iż wielokrotnie pisałem groźby w sms-ach. Sąd bazował jednak na jedynej wiadomości o treści „idę”, która zachowała się w skrzynce. Prosiłem, by do akt włączono billing z minimum trzech lat. Wówczas, mając niezbite dowody czy archiwalne wiadomości, mieliby pożywkę i mogliby mnie skazać. Dlaczego jednak nie uwzględniono mojej prośby? – zastanawia się.
Dzięki adwokatowi z urzędu Dudek – jak twierdzi – przejrzał na oczy. Wedle jego słów w roku 2006 żona wniosła o rozwód bez orzekania o winie. – Byliśmy razem na rozprawie. Rozmawialiśmy. W końcu wycofała pozew i stwierdziła, że możemy raz jeszcze spróbować – wyjawia. – We wrześniu 2010 r. sam złożyłem papiery rozwodowe. Teraz ciąga mnie po sądach tylko dlatego, że to ja niby byłem winien rozpadowi małżeństwa. Krotoszynianin puentuje ten wątek. – Jak to, znęcałem się nad nią od wielu lat, a ona chciała się rozejść za obopólną zgodą?! Żyła w ciągłym strachu, a chciała zacząć na nowo? Dlaczego wytoczyła mi sprawę po paru latach? - pyta retorycznie.
Popisy aktorskie
Podczas pierwszej rozprawy dotyczącej gróźb nie obyło się bez komplikacji. – Zeznania teściowej, jej konkubenta i przyjaciółki żony potwierdzały tylko to, o czym żona informowała bliskie jej osoby. Żaden ze wspomnianych świadków nie był obecny przy jakiejkolwiek sytuacji, o którą byłem oskarżany. Sąd bazował więc tylko na pomówieniach i brał pod uwagę opinie świadków nie będących świadkami – stwierdza T. Dudek, dodając sprawie pikanterii. – Żona jest pedagogiem. Na rozprawę, która odbyła się 24 września 2010 r., została wybornie przygotowana przez „swoich” ludzi. Sam byłem zszokowany, widząc ją jąkającą się. Motywowała to tym, iż jest śmiertelnie przerażona moimi groźbami(…). Zastanawiam się jednak, dlaczego, będąc w tak fatalnym stanie, w dalszym ciągu nauczała dzieci. Przecież będąc na „skraju wyczerpania”, nie mogła normalnie prowadzić zajęć. Przekonałem się o jej wybornych umiejętnościach aktorskich, o które wcześniej bym jej nie podejrzewał.
Sfabrykowane zeznania?
Po posiedzeniu Dudek złożył doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez sędziego prowadzącego rozprawę. – Był stronniczy. Poświadczył nieprawdę w protokole. Mówiłem jedno, zapisywano drugie. Nie uznawał moich racji. Jakby z góry zakładał, że będzie wsłuchiwał się tylko w to, co mówi oskarżyciel – twierdzi. Donos w sprawie rzekomego fałszowania dokumentów wraz z zarzutami związanymi z kolesiostwem oraz czerpaniem korzyści majątkowych, złożony w Ostrowie Wlkp., trafił do jarocińskiej prokuratury. Sprawę umorzono. Po złożeniu odwołania kaliski sąd przekazał dokumenty do Milicza, skąd spłynęło kolejne negatywne dla Dudka rozstrzygnięcie. – To jakaś kraina absurdów – piekli się Dudek. – Głośno mówiłem o znajomości mojej żony z jej szefową, która jest związana z wysoko postawionym prokuratorem. Razem byli nawet na wycieczce zagranicznej. Stąd też obawiałem się, że jestem z góry skazany na pożarcie. W dodatku matka mojej żony piastuje ważną funkcję publiczną. Prosiłem o wezwanie tych osób na świadków, nikogo to jednak nie obeszło(…). Jak sędzia, na którego doniosłem, może prowadzić moją sprawę? Będąc w ostrowskiej prokuraturze w charakterze świadka, czułem się niczym oskarżony. Prokurator mnie przesłuchujący przeinaczył moje wypowiedzi i chciał, bym podpisał się pod czymś, czego nie zeznałem. Zostawiłem płytę z nagraniem rozprawy, ale nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Chwilę po wspomnianym przesłuchaniu Dudek wrócił do siedziby prokuratury z oświadczeniem, iż odmówił podpisania rozbieżnych – jego zdaniem – zeznań.
W Ostrowie mężczyzna pojawił się, by kolejny raz odwołać się od decyzji o umorzeniu postępowania. – Tym razem doniosłem też na rozpatrującego sprawę sędziego z Milicza – tłumaczy. – Oni musieli ze sobą się konsultować i chcieli za wszelką cenę mnie „udupić”.
Skazał mnie sędzia, którego skarżyłem
Na początku tego roku Dudek otrzymał kolejną informację o umorzeniu postępowania. – Posiłkowali się zeznaniami, których nie podpisałem – burzy się. Po złożeniu zażalenia znów okazało się, że papiery trafiły do Milicza. – Jak można ponownie skierować sprawę do tamtejszego sądu, skoro moje oskarżenie tyczy się zatrudnionego tam sędziego? Niech to przeniosą do Suwałk, ale nie na teren, gdzie pracuje osoba, wobec której wystosowałem donos – kontynuuje Dudek. Finalne posiedzenie miało odbyć się w maju. – Gdy kolejny sędzia dowiedział się, że chodzi o sprawiedliwego z jego oddziału, wyraził zdziwienie i odroczył rozprawę. Od tamtej pory nic w tej sprawie się nie działo – zaznacza nasz rozmówca.
Niespełna 24 godziny później wydano wyrok w sprawie zastraszania przez Dudka jego żony. – Od sędziego, na którego złożyłem doniesienie, otrzymałem sześć miesięcy w zawieszeniu na dwa lata oraz kuratora. Oczywiście mam obiekcje co do tej decyzji i przy pomocy adwokata złożyłem apelację – mówi Dudek. Obrona wnioskowała o uniewinnienie lub ewentualnie uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. – Po usłyszeniu werdyktu zwróciłem się do sędziego w obecności świadków, pytając, ile za to wziął. Gdyby był czysty, z miejsca wytoczyłby mi osobną sprawę, bo nie mógłby sobie pozwolić na szkalowanie opinii – mówi krotoszynianin.
Na układy nie ma rady
Na zakończenie Dudek przytacza argumenty związane z odwołaniem się od wyroku. – Świadkowie znają przedstawiane przez żonę sytuacje wyłącznie z opowieści. Przez cały proces prosiłem o przeniesienie sprawy do innego sądu, wskazując na znajomości mojej żony, jej szefowej oraz jej matki z tutejszym wymiarem sprawiedliwości. Kiedy ja prosiłem o wezwanie wymienionych osób, nikt się tym nie zainteresował. Nikt z zeznających przeciw mnie świadków nie powiedział wprost, że zrobiłem to czy tamto. Gdy mieszkałem z żoną w naszym domu, nigdy nie doszło do interwencji policji. Dlaczego nie uwzględniono wieloletnich billingów, o które apelowałem? Dlaczego przeinaczano moje słowa? Zostałem skazany za coś, czego nie zrobiłem. Choć nie znaleziono żadnych konkretnych dowodów, wymierzono mi karę. Widać, że sądzono mnie na zasadzie: słowo przeciw słowu. A że nie posiadam takich układów i znajomości jak moja żona, musiałem przegrać… Do was zgłosiłem się tylko po to, żeby pokazać, do jakich nieprawidłowości dochodzi w polskim wymiarze sprawiedliwości, gdzie liczy się kolesiostwo. Wiem, co mi za to zrobią, ale nie dbam o to – stwierdza T. Dudek.
W ubiegłym tygodniu próbowaliśmy skontaktować się z byłą żoną pana Tomasza. Wystosowaliśmy także zapytania do prokuratury w Krotoszynie oraz do miejscowego sądu. Do kwestii odniosła się Maria Kołodziejczyk, szefowa krotoszyńskiej prokuratury. – Do 19 września prokurator Agata Kopczyńska (do niej kierowaliśmy zapytania – przyp. red.) przebywa na zwolnieniu lekarskim – powiedziała. – Nie jestem w stanie powiedzieć, czy prokurator Kopczyńska przesłuchiwała T. Dudka w maju 2010 roku, ponieważ nie mam możliwości wglądu do akt, gdyż nie znajdują się one w naszej siedzibie. Ze względu na czynności związane z apelacją T. Dudka dokumentacja trafiła do prokuratury okręgowej. Nieobecny jest również prezes Pietrzak. Głos w sprawie zabrała sędzia Dorota Wojtkowiak-Mielicka. – Prezes przebywa na wyjeździe służbowym. Najpewniej ustosunkujemy się do przesłanych pytań po 14 września – usłyszeliśmy.
Rozprawa apelacyjna odbędzie się za kilka tygodni. Wrócimy do tematu, oczekując jednocześnie na odzew ze strony sędziego Pietrzaka oraz prokurator Kopczyńskiej.
DANIEL BORSKI