O odczuciach po wywalczeniu mistrzostwa pierwszej ligi, o zmianach wprowadzonych do regulaminu rozgrywek przez Polski Związek Piłki Siatkowej, o celach na najbliższą przyszłość oraz o Krotoszynie, a także o wielu innych sprawach z Łukaszem Karpiewskim, atakującym Stali Nysa, rozmawia Daniel Borski
Zostaliście mistrzami pierwszej ligi. Czy przed sezonem uchodziliście za faworytów rozgrywek czy też atakowaliście z pozycji underdoga?
- Na papierze posiadaliśmy najlepszy skład. Od samego początku byliśmy stawiani w roli faworyta, co miało swoje plusy i minusy. Dodatkowym smaczkiem każdego meczu było to, że przeciwnik podwójnie się koncentrował, aby wygrać z liderem. Mimo tego byliśmy dobrze przygotowani do sezonu i od samego początku zajmowaliśmy miejsce w czołówce. Z każdym meczem graliśmy coraz lepiej, o czym może świadczyć np. runda rewanżowa, w której wygraliśmy 10 meczów pod rząd. Jak się okazało na koniec sezonu, prowadzenia już nie oddaliśmy.
Jaki był twój wkład w końcowy sukces?
- Przed podpisaniem kontraktu wiedziałem o tym, że będę pierwszym atakującym. Rozegrałem w wyjściowym składzie praktycznie cały sezon, nie licząc trzech meczów, podczas których byłem kontuzjowany. Jeśli chodzi o dokładne statystyki, łącznie zdobyłem 453 pkt. w 31 spotkaniach, czyli średnio 15 pkt. na mecz, przez co zostałem najlepiej punktującym zawodnikiem mojej drużyny, zdobywając na koniec sezonu tytuł MVP.
PZPS zmienił regulamin rozgrywek. Na czym polegają zmiany i czy kwestie pozasportowe pozwolą wam na walkę o awans do Plus Ligi?
- Najwyższa klasa rozgrywkowa jest spółką akcyjną i od sezonu 2012/2013 stawia kandydatom do awansu wysokie wymagania. Mimo że nasz zespół był najlepszy w 1 lidze, to drzwi do ekstraklasy są szczelniej zamknięte niż w latach poprzednich. W tym momencie, aby grać w Plus Lidze, trzeba spełnić tyle wymogów, że nawet obecne kluby z ekstraklasy mają z tym problemy. Do najwyższej ligi mogą kandydować ekipy, które zajęły miejsca 1-4 i złożyły odpowiedni wniosek do władz Plus Ligi. Decyduje budżet i hala na minimum 1500 miejsc, a nie aspekt sportowy. W tej chwili rywalizacja sportowa schodzi na drugi plan, ponieważ w siatkówce liczą się tylko pieniądze. Nasz budżet na sezon 2011/2012 wyniósł około milion złotych, a żeby zagrać wyżej, musiałby wzrosnąć o kolejne 3-4 mln, co będzie raczej niemożliwe do spełnienia, dlatego też Stal Nysa pozostanie nadal w 1lidze.
Powoli wkraczasz w wiek optymalny dla sportowca. Jakie są twoje kolejne cele? Czy myślisz o zmianie barw klubowych? Czy kluby z wyższej półki interesują się twoją osobą?
- Ten optymalny wiek zbliża się dużymi krokami, ale póki co nadal jestem jeszcze uważany za młodego zawodnika, który może się rozwinąć. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc po zdobyciu mistrzostwa 1 ligi chciałbym spróbować sił wyżej. Dostałem już kilka ofert gry na przyszły sezon, ale są to propozycje z 1 ligi. Tak naprawdę w wielu klubach w Plus Lidze okienko transferowe jeszcze nie ruszyło w pełni, dlatego czekam cały czas na informacje od mojego menedżera, ponieważ to on zajmuje się wyszukiwaniem dla mnie jak najlepszych opcji do gry. Wszystko pokaże czas i myślę, że pod koniec czerwca będę wiedzieć, gdzie zagram w przyszłym sezonie.
Jak wspominasz fetę po zwycięstwie nad Cuprum Mundo Lubin w finale play-off?
- Zdobycie mistrzostwa to niesamowite uczucie. Nie jest łatwo opisać radość, która panowała od razu po zakończeniu piątego meczu, ani nawet teraz, gdy minął praktycznie miesiąc. Po ostatnim gwizdku nastał szał. Wszyscy się radowali i świętowali. Zrobiliśmy prezent zarówno sobie, jak i naszym kibicom. Ten złoty krążek był nagrodą za bardzo solidnie przepracowany cały sezon. Warto było wylewać litry potu na treningach i meczach, aby móc dowiedzieć się, jak smakuje złoto.
Twoim klubowym partnerem jest m.in. Jarosław Stancelewski. Czy gra u boku byłego reprezentanta kraju ułatwia podniesienie poziomu sportowego?
- Jarek to bardzo doświadczony zawodnik. Niejednokrotnie dzięki jego motywacji potrafiliśmy się podnieść w trudnej sytuacji. Jest naszym kapitanem i za każdym razem można liczyć na jego pomoc, zarówno na boisku, jak i prywatnie. Często stara się udzielać nam różnych rad, przez co właśnie możemy podnosić swój poziom sportowy.
Jak często odwiedzasz Krotoszyn? Czy po zakończeniu kariery wrócisz na stare śmieci?
- Do Krotoszyna wracam w każdej wolnej chwili. Nysę od tego miasta dzieli ok. 200 km, więc bardzo często tu bywam, choćbym miał wpaść tylko na niedzielę. Mam nadzieję, że po skończeniu mojej przygody z siatkówką wrócę do rodzinnych stron i na stałe osiedlę się w Krotoszynie.
Krotoszyn wyrasta na kuźnię siatkarskich talentów. Niektórzy ludzie obracający się w siatkarskim światku myślą o utworzeniu seniorskiej drużyny. Czy potencjał graczy, którzy na co dzień mieszkają w naszym mieście, pozwoliłby na pewne utrzymanie się w III lidze, a może na coś więcej?
- Co chwilę słyszymy o sukcesach, jakie odnosi Piotr Robakowski wraz ze swoimi podopiecznymi. Wcześniej triumfy święcił Andrzej Szczepaniak, który nauczył siatkówki wielu zawodników. Gdyby tak pozbierać ludzi, którzy wyszli spod ich skrzydeł, mogę śmiało stwierdzić, że w Krotoszynie moglibyśmy mieć nawet drugą ligę. Pytanie tylko, czy znalazłaby się osoba, która organizacyjnie wszystko by poukładała. Wiele jest w Krotoszynie firm, które zapewniłyby odpowiedni budżet, aby siatkówka się rozwijała. Myślę, że potrzebna jest drużyna, która zapewniłaby fanom siatkówki odrobinę emocji chociażby w rozgrywkach trzecioligowych.