Z Grzegorzem Kroczakiem, trenerem Sulimirczyka Sulmierzyce, na temat minionej rundy w wykonaniu jego podopiecznych rozmawiał Grzegorz Nowak.
Sezon 2015/2016 zakończył się dla Was wielkim sukcesem, czyli awansem o jeden szczebel ligowy. Póki co rozgrywki w A-klasie nie układają się po Waszej myśli. Jak Pan, jako trener, ocenia ten okres?
- Ma pan rację – wyniki w rundzie jesiennej nie były takie, jak byśmy tego oczekiwali. Na pewno na początku każda drużyna, która awansuje do klasy wyższej, musi zapłacić tak zwane „frycowe”. I tak też było w naszym przypadku. Jednak dobrze przepracowany okres przygotowawczy oraz wyniki w nim uzyskiwane nie zapowiadały, że będzie nam tak trudno o punkty w rundzie jesiennej.
Awans do wyższej ligi wiąże się z lepszą kulturą gry oraz możliwością rywalizacji na lepszych boiskach. Czy wspomniane aspekty miały wpływ na dotychczasowe rezultaty Sulimirczyka?
- W pierwszej kolejności muszę zaznaczyć, że my, grając w B-klasie, prezentowaliśmy inny futbol niż większość zespołów. Graliśmy i chcemy grać piłką, bez niepotrzebnych strat, wynikających często z wybijania jej do przodu. Muszę stwierdzić, że obiekty sportowe różnią się znacznie od tych, na których rywalizowaliśmy w poprzednim sezonie. Przyjemnie wychodzi się na boisko, które ma równą murawę. Dodatkowym atutem są szatnie i prysznice, z czym w B-klasie bywało różnie.
Jeśli chodzi o spotkania Sulimirczyka, to śmiało można było obstawiać, niczym u bukmacherów, że padną minimum trzy gole. Taki stan rzeczy świadczy zarówno o potencjale w ofensywie, jak i o brakach w defensywie. Czy znalazł Pan już złoty środek, który pomoże zespołowi w rundzie rewanżowej uzyskiwać lepsze wyniki?
- Rezultat 1:2 powtarzał się siedmiokrotnie w naszym wykonaniu, więc osoby zajmujące się statystykami mogły ze spokojem obstawiać, że nasz mecz może skończyć się takim wynikiem. Jednakże mała liczba straconych goli w całej rundzie plasuje nas na trzecim miejscu w lidze pod tym względem. Ale tu dotykam sprawy najważniejszej – żeby wygrać mecz, należy zdobyć jedną bramkę więcej niż przeciwnik. Dlatego skuteczności w ataku nam najbardziej brakowało. Nie potrafiliśmy wykorzystywać sytuacji, które przecież stwarzaliśmy. Całą rundę sprawdzałem różnych zawodników w poszukiwaniu osoby odpowiedniej na pozycji „dziewiątki” i wydaje mi się, że w końcu ją znalazłem.
Półmetek sezonu za nami. Która z drużyn była dla Pana największym zaskoczeniem na plus, a która okazała się największym rozczarowaniem?
- Pozytywnym zaskoczeniem była ostatnia drużyna w tabeli – Sparta Russów, z którą mecz, wbrew pozorom, nie był spacerkiem i nie zakończył się naszą wygraną, tylko podziałem punktów. Rozczarowaniem były ekipy z czołówki tabeli, czyli Piast Czekanów, WKS Witaszyce oraz Zieloni Koźminek. Z nimi przegraliśmy nieznacznie, nie będąc zespołem gorszym.
Okres zimowy to czas intensywnych treningów i przetasowań w składach. Czy w Sulimirczyku dojdzie do uzupełnień kadrowych?
– Obserwujemy zawodników na różne pozycje, ale sprawy personalne zostawmy w tajemnicy. Nie oszukujmy się – jesteśmy klubem typowo amatorskim i nie mamy możliwości płacenia zawodnikom za to, że nas reprezentują. Wszyscy nasi piłkarze grają za darmo i nie dostają żadnego wynagrodzenia. Dojeżdżają własnymi samochodami do Sulmierzyc na treningi, nie otrzymując zwrotu za paliwo. Dlatego szukamy zawodników z kartą „w ręku” oraz takich, którzy chcą grać nie dla pieniędzy, lecz dla siebie, dla przyjemności. Wielkie uznanie należy się prezesowi Marianowi Sosińskiemu, bez którego piłka nożna w Sulmierzycach już dawno przestałaby funkcjonować, a także władzom miasta i nielicznym sponsorom, którzy wspierają klub.
Na którym miejscu widziałby Pan ekipę Sulimirczyka Sulmierzyce na koniec sezonu?
- Najważniejsze, abyśmy ukończyli sezon na miejscu dającym bezpieczne utrzymanie w lidze, a jakie to będzie miejsce – to już jest mniej istotne.