Na przełomie lipca i sierpnia grupa krotoszynian wybrała się na Kaukaz w celu zdobycia szczytu Kazbek, jednego z najwyższych w tym rejonie. Znajduje się on na granicy gruzińsko-rosyjskiej i ma wysokość 5033,8 m. n. p. m. O tej odważnej wyprawie opowiada nam jej główny organizator, Lechosław Witek.
Pomysł zorganizowania ekspedycji w góry Kaukazu narodził się już dwa lata temu. Co nie udało się wtedy zorganizować, doszło do skutku w tym roku. Już miesiąc przed planowanym wylotem do Gruzji, zaczęły się bardzo intensywne przygotowania – kompletowanie niezbędnego sprzętu i map, szczegółowe zaplanowanie całej wyprawy górskiej, zdobycie jak największej ilości niezbędnych informacji. Należało być przygotowanym na każdą ewentualność.
- Dla nas Kazbek był górą, o której marzyliśmy od kilku lat, gdy przeczytałem relację ze zdobycia tego szczytu – przyznaje Lechosław Witek. – Góra robiła wielkie wrażenie, wznosząc się ponad wysokość 5 tys. metrów. Można powiedzieć, że „siłą napędową” tej wyprawy był mój syn Tomasz, który kilka lat wcześniej zapalił się do tego pomysłu.
Ruszyli samolotem z Warszawy do Tbilisi, stolicy Gruzji, z przesiadką w Kijowie. Po wylądowaniu z lotniska pojechali taksówką do zarezerwowanego wcześniej hotelu Villa Opera. – Zdecydowaną większość gości stanowią tam Polacy, także ci, których celem są wyprawy górskie. Jak się okazało, nasz hotel Villa Opera jest prowadzony przez małżeństwo polsko-gruzińskie – opowiada nasz rozmówca.
Od naszych przyjaciół otrzymaliśmy wiadomość, że ich wejście na szczyt Kazbek w dniu 19 sierpnia poprzedziły trudności w postaci złych warunków pogodowych – kilkudniowych burz, opadów deszczu i śniegu. Była nawet jedna ofiara – Rosjanka porażona piorunem. Dlatego wyprawa się opóźniła. – Te wieści słabo wpłynęły na nasze morale, zostaliśmy we trójkę, byliśmy zmęczeni po podróży, a prognozy były fatalne – relacjonuje L. Witek. - Zastanawialiśmy się, czy nie lepiej poświęcić kilka dni na trekking w innym rejonie, czekając na lepszą pogodę. W trakcie wieczornej „burzy mózgów” postanowiliśmy jednak wyruszyć rano do Kazbegi samochodem. To miejscowość, z której rozpoczyna się wyprawy na Kazbek.
Ruszyli przez „Gruzińską Drogę Wojenną”, gdzie podziwiali wspaniałe widoki oraz zabytki gruzińskiej cywilizacji. To przede wszystkim spora atrakcja dla miłośników gór, którzy równie wysoko cenią sobie zabytkową architekturę i folklor kaukaskich górali.Stanowi główną trasę łączącą Kaukaz Południowy z regionem Kaukazu Północnego. Rozciąga się na długości 208 km pomiędzy Tbilisi i Władykaukazem w północnej Osetii.
Pierwszym przystankiem w drodze na Kazbek okazuje się być klasztor. Tam krotoszynianie zostawili w depozycie niepotrzebne rzeczy. Do grupy dołączyli dwaj poznani Polacy – Wojtek i Kamil.
- Rozpoczęliśmy mozolne podejście do stacji meteo – około 3600 m. n. p. m., która jest główną bazą wypadową na Kazbek – kontynuuje L. Witek. - Pogoda była dobra, chmury wysoko. Pokonaliśmy trawiaste zbocza, pokryte licznymi kwiatami. Mijaliśmy co jakiś czas turystów, którzy podchodzili do lodowca i tam zawracali. Ciężar plecaków mocno dawał się we znaki, każdy z nas miał na plecach ponad 20 kg. Po kilku godzinach krajobraz zmieniał się na nieco bardziej skalisty. Pokonaliśmy kilka rwących potoków. Gdy zbliżaliśmy się do lodowca, chmury schodziły niżej, widoczność się pogarszała. Niestety, zgubiliśmy szlak i musieliśmy zawrócić, tracąc dobrą godzinę.Wreszcie dotarliśmy do lodowca, co oznaczało, że pozostał już ostatni odcinek do pokonania. Założyliśmy raki i ruszyliśmy dalej. Za lodowcem czekało nas jeszcze około 100 metrów stromego podejścia. Ale widać już było charakterystyczny budynek stacji, co dodało nam nieco sił.
Po rozbiciu namiotu na miejscu spotkali również innych Polaków. W pomieszczeniu stacji, służącym za kuchnię i świetlicę, wszystkie ściany i sufity były gęsto pokryte flagami ekip górskich. Zauważono również flagę powiatu krotoszyńskiego. Następny dzień przeznaczyli na zaaklimatyzowanie się przed atakiem szczytowym – wejście na plateau na wysokość 4350 metrów i powrót na nocleg do namiotu przy stacji. Nie każdy bowiem organizm może wytrzymać na takiej wysokości z powodu coraz mniejszej ilości tlenu w powietrzu. Kolejny dzień to mozolna wyprawa na szczyt Kazbek. Było to bardzo wyczerpujące dla krotoszynian.
Ruszyli o godzinie 2.00 w nocy. Przed nimi wyszło ok. 20 osób. – Księżyc był prawie w pełni, światło odbijało się od lodowca, przez co było tak jasno, że praktycznie dałoby się iść bez czołówek – relacjonuje L. Witek. - Oczywiście każdy miał ją na głowie i sznur świateł poruszał się powoli do góry, pokonując kolejne metry. Wszyscy ostrzegali nas, że ostatnie noce były bardzo mroźne. Jednak mieliśmy szczęście, gdyż ta noc była ciepła – zaledwie lekki mróz. Już na pierwszym przystanku większość ekip zrzucała z siebie ciepłe warstwy ubrań. Szło się dobrze, do plateau dotarliśmy w niecałe cztery godziny. Tam zrobiliśmy dłuższą przerwę. Wzeszło słońce – to był jeden z najpiękniejszych widoków, jakie miałem okazję podziwiać. Widoczność była niesamowita, wszystkie chmury pod nami.
W końcu krotoszynianie znaleźli się na upragnionym szczycie. Oczywiście zrobili sobie pamiątkowe zdjęcia na tle gór. Na ostatnie trzy dni wyjazdu grupa wróciła do Tbilisi, gdzie spędzała czas na zwiedzaniu miasta, zażywaniu kąpieli w dawnych gruzińskich łaźniach i smakowaniu miejscowej kuchni.
4 sierpnia krotoszynianie pożegnali się z Gruzją i wrócili samolotem do kraju. – Z czystym sumieniem możemy polecić to miejsce na wakacje nie tylko dla ludzi spragnionych górskich wrażeń – podkreśla L. Witek. – W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować moim przyjaciołom – Markowi i Marcie z Domu Zdrowia przy ul. Słodowej – za pomoc i produkty, które mogliśmy u nich nabyć. Żele energetyczne, batony energetyczne i kapsułki ALE Hydro Salt do wody bardzo nam pomogły. Polecam je każdemu uprawiającemu sport i turystykę – dodaje na koniec zdobywca szczytu Kazbek.
MICHAŁ KOBUSZYŃSKI
FOT. Lechosław Witek