Przed nami czas zadumy, czas refleksji. Czas, by wspomnieć tych, z którymi spotkamy się dopiero w zaświatach. Sam 1 listopada odwiedzę o kilkanaście (!) mogił więcej niż przed rokiem. W związku z tym nasuwają mi się dziesiątki pytań. I wcale nie chodzi o kwestie egzystencjalne.
Feralnej niedzieli (11.09), gdy tragicznie zginął motolotniarz Roman Mocydlarz, którego historię przedstawiamy na sąsiedniej stronie, godzina po godzinie dowiadywałem się o śmierci trzech innych – bliskich mi lub ludziom z mojego otoczenia – osób.
Czy nie znamienne jest, że przebywałem wówczas na chrzcinach małego Tomka? Ale nie o tym..
Zatrważające, że „nagle” mój telefon stał się niebywale aktywny. Dzwoniło ze 40 osób – w większości ci, z którymi obcuję, oględnie mówiąc, od święta albo jeszcze rzadziej. Podobny nawał połączeń zdarza się, gdy Kolejorz lub kadra Nawałki rozgrywa arcyważny mecz, a bilety się kończą… Uwielbiam ten „płacz”, gdy dla „bezinteresownego” delikwenta zabraknie biletów, bo logiczne jest, że wolę je sprezentować rodzinie czy prawdziwym przyjaciołom lub kontrahentom.
Zgadnijcie, dlaczego ludzie postanowili przerwać sobie niedzielną popołudniową sjestę, by wybrać numer kolegi/dziennikarza? Wszyscy chcieli tylko jednego… Kto zginął? Spalił się czy jak? Motolotnia była wadliwa? To prawda, że nie miał licencji? Oczywiście nikt się ode mnie niczego nie dowiedział, bo dopóki mam coś do powiedzenia, GL KROTOSZYN nigdy nie będzie żerować na cudzym nieszczęściu! Nie będziemy wysyłać ludzi na miejsce tragedii, by „upajać” się widokiem zgliszcz czy fotografować rannych, zabitych lub zrozpaczonych członków rodzin. Wypadki z kronikarskiego obowiązku tylko odnotowujemy i tak zostanie. Nie będziemy nabijać takim działaniem klikalności w sieci! Optymizmem napawa, że coraz większa grupa przedsiębiorców podejmuje z nami współpracę, bo – jak twierdzą – „nie szukacie tanich sensacyjek”. Żywię nadzieję, że grono ludzi wyłączających radio w momencie rozpoczęcia wiadomości, niechcących notorycznie słuchać o ofiarach tsunami, zbiorowych gwałtach czy egzekucjach, się poszerza. A propos, ciekawe ilu z tych, którzy dzwonili, dotarło choćby na pogrzeb motolotniarza…
PRZECZYTAJ WSPOMNIENIE O ŚP. ROMANIE MOCYDLARZU:
http://www.glokalna.pl/do-konca-pielegnowal-dwie-milosci/
Wracając do 11 września (jak to brzmi!), po co komuś wiedza na temat tragicznej śmierci człowieka, którego nie znał? O tym chcą opowiadać kiedyś swoim wnukom albo kolegom przy whisky, bo nie mają innych tematów? Co gorsza, syn zmarłego Pana Romana, Karol, z którym odbyłem długą rozmowę kilkadziesiąt godzin po tragedii, przytaczał znacznie bardziej bezczelne zwroty, jakie bezpośrednio kierowali do niego ludzie, pytając o śmierć ojca. O znieczulicy przedstawicieli służb nie wspomnę.
A czy nie lepiej byłoby uszanować rodzinę i pamięć o wspaniałym i dobrym człowieku, spuszczając zasłonę milczenia? Czy nie lepiej byłoby współczuć i „być pod ręką”? Moi drodzy, czas zająć się własnym życiem, bo karma wraca, a plotkowanie na lewo i prawo o tragediach, które Was nie dotyczą, niczego w Waszym życiu nie poprawi. Ani nie będziecie zdrowsi, ani bardziej wypoczęci – nawet Wasz status materialny się nie poprawi… A wszyscy ponoć gonimy za pociągiem z forsą.
DANIEL BORSKI