Z Janem Zychem, sołtysem Benic, radnym Rady Miejskiej w Krotoszynie i głównym organizatorem Wystawy Zwierząt Gospodarskich i Domowych w Benicach, rozmawiał Michał Kobuszyński.
Jest Pan sołtysem Benic od 2007 roku. Jakby Pan podsumował ten okres już blisko dziesięciu lat na stanowisku gospodarza wsi?
- Zawsze byłem społecznikiem, chciałem pomagać grupom ludzi i wspólnocie. Lubię być z ludźmi, umiem się dogadywać, zjednywać sobie ludzi. I tak to się przyjęło w Benicach. Uczestniczę we wszystkich uroczystościach czy świętach. Cokolwiek się dzieje, czy to w szkole, czy na parafii – współpracujemy ściśle ze sobą. To jest cudowne uczucie jedności i idei współpracy.
Czy pełnienie funkcji sołtysa i jednocześnie radnego przynosi jakieś korzyści, jeśli chodzi o załatwianie pewnych istotnych spraw dla lokalnej społeczności?
- Jak się umiejętnie do tego podejdzie, nie wybiórczo, to tak. Można łatwiej wszędzie się dostać, np. do urzędu załatwić jakąś sprawę. Oczywiście powinny być jednakowe szanse dla wszystkich, ale jakby przychodziło 100 ludzi z konkretnym problemem lokalnym do jakiegoś urzędnika, to na pewno on by nie wytrzymał tego naporu. A jeśli jest jedna bądź dwie osoby, które odpowiednio przedstawią sytuację, wtedy wszystko idzie lepiej i sprawniej. Gdy organizuję jakieś przedsięwzięcie w Benicach, to idę zawsze to uzgodnić w urzędzie, rozmawiam ze skarbnikiem, z burmistrzem i wszyscy wiedzą o wszystkim.
Czyli współpraca z Urzędem Miejskim w Krotoszynie układa się prawidłowo?
- Oczywiście. Ja nigdy nie czaruję, zawsze przedstawiam fakty szczerze i na tym dobrze wychodzę.
A jak się Panu współpracuje z pozostałymi radnymi?
- Uważam, że nie jest ważne, skąd przychodzisz, lecz to, co chcesz zrobić dla społeczeństwa. Zawsze tak podchodzę do wszystkiego i wszyscy radni o tym wiedzą. Jeśli ktoś ma rację czy pomysł cennej inicjatywy, to zagłosuję na tak, mimo że niektórzy mogą być niezadowoleni, iż zagłosowałem inaczej niż reszta. W ten sposób zyskuję sympatię u ludzi. Jeśli nawet się z kimś posprzeczam, to każdemu rękę podam. Nigdy się nie zdarzyło, żebym z jakimś radnym poważnie się pokłócił.
Z mieszkańcami Benic i tamtejszą radą sołecką również dobrze się Panu współpracuje?
- Powiedziałbym, że tak na 90 procent. Wiadomo, że zawsze znajdzie się paru ludzi, którzy są przeciw. Ale ogólnie sytuacja jest znakomita, zwłaszcza pod względem organizowania wspólnych przedsięwzięć lokalnych. Z każdym mogę się dogadać w każdej sprawie. Jest wiele osób, które chcą aktywnie uczestniczyć w życiu naszej wspólnoty i pomagać we wszystkim.
Z jakimi problemami borykają się Benice?
- Nie mamy jakichś specjalnych problemów. Jest oczywiście problem dróg powiatowych, np. tych prowadzących do Ustkowa czy Wronowa, które nie są za dobrze utrzymane. Rozwiązanie tej sprawy leży jednak w gestii władz powiatowych. Składam oczywiście wnioski w tym temacie. Jeśli chodzi o samą wieś, to wiadomo, że zawsze jakieś drobne rzeczy są do zrobienia, jak choćby poprawa stanu chodników i ich rozbudowa.
Warto przyjechać do Benic, ponieważ…?
- Powiedziałbym, że naprawdę warto odwiedzić Benice. Mamy ciekawe zabytki, z którymi warto się zapoznać. Benice kiedyś były miastem, już w XIII wieku. Mogą do nas przyjeżdżać wycieczki. Mamy świetnie zachowaną szkołę z pomnikiem upamiętniającym Żołnierzy Wyklętych z oddziału podporucznika Zygmunta Borostowskiego ps. „Bora”. Jest zabytkowy kościół, a w jego otoczeniu cmentarz, gdzie pochowani są księża, którzy zginęli w obozie koncentracyjnym w Dachau. Mamy odnowioną piękną kapliczkę, postawioną jeszcze w czasach wojny, która stoi na drodze do Ustkowa. To był jeden z moich życiowych celów, by tę kapliczkę odnowić.