Jakub Ludwiczak przed rokiem przeżył ciężki wypadek, który zmienił jego dotychczasowe życie. Długo dochodził do siebie, lecz na parkingu jednego z marketów został uderzony i potrącony, co kompletnie zmieniło bieg wydarzeń.
- Pracując w Krotoszynie, pojechałem do Gostynia w delegację. Pierwszego dnia u nowego pracodawcy spadłem z wysokości 10,5 metra, czyli mniej więcej z trzeciego piętra – wyjaśnia Jakub Ludwiczak.
Jeden dzień zmienił życie
Pracował jako cieśla przy wymianie dachu. – Obudziłem się po trzech tygodniach na intensywnej terapii. Miałem złamane kręgi kręgosłupa C4, C5 i C6. Ten ostatni wymagał operacji. Dodatkowo uszkodzeniu uległa miednica – opowiada nasz rozmówca. Wydarzyło się to 30 września 2014 roku, ok. godz. 12.00.
Kolejne dwa miesiące Jakub spędził w szpitalu w Lesznie. – Tam ordynator neurochirurgii Ziemowit Dobrzycki, który mnie operował, notabene jeden z najlepszych lekarzy, jakich spotkałem, pytał, czy chcę się rehabilitować. Powiedziałem, że chcę pomimo swego stanu. Zależało mi, żeby dojść do siebie – przyznaje.
W jego zachowaniu widać, że bardzo chce być tak sprawny jak przed wypadkiem. Rehabilitacja odbywała się w Piaskach koło Gostynia i trwała 16 tygodni. – Później zostałem wypisany i poszedłem do ojca, lecz nie dogadywaliśmy się i zamieszkałem u przyjaciółki – wspomina Jakub. Na miesiąc przed opisywanymi dalej wydarzeniami wynajął mieszkanie i przeprowadził się tam. – Chodziłem już wtedy o wiele sprawniej, pomagałem nawet w remoncie – dopowiada.
Zdarzenie na parkingu
Wtorek, 11 sierpnia, był pechowym dniem dla J. Ludwiczaka. Zmienił wiele w jego dotychczasowym życiu. – Byłem tego dnia z koleżanką i mieliśmy jechać do niej na obiad. Po drodze odwiedziliśmy jeden z marketów - mówi. – Przyjechałem samochodem i okazało się, że na miejscu dla inwalidów stało inne auto. Zaparkowałem obok i zobaczyłem, jak ze sklepu wracali mężczyzna z kobietą, obładowani zakupami. Widziałem, że nic im nie było. Zapytałem, czy nie pomylili się z miejscem parkingowym.
To stwierdzenie wywołało u kierowcy agresję. – On mi odpowiedział: „o co ci k**wa chodzi?” – kontynuuje Jakub. - Odparłem, że to miejsce dla inwalidów, a każdy metr dojścia do sklepu to dla mnie ogromny problem. Usłyszałem, jak zaciągnął hamulec ręczny, po czym wyszedł z pojazdu. Popchnął mnie i uderzył pięścią w twarz. Wołałem do koleżanki, by zrobiła zdjęcie jego rejestracji i sam zaszedłem mu drogę, by nie odjechał – dodaje.
Ta decyzja okazała się fatalna w skutkach. – Wtedy on ruszył na mnie i potrącił tak, że przeleciałem kawałek w powietrzu – stwierdza Ludwiczak. Na miejsce została wezwana policja. – Przyjechała policja z Krotoszyna, spisali wszystko i pojechali szukać tego gościa - mówi dalej. – Po urazie kręgosłupa mam problem z czuciem, dlatego nie wiedziałem, że coś mi jest. Do tego ten szok - oznajmia. Uraz, którego nie poczuł, okazał się dotkliwy.
Po wypadku
- Pojechaliśmy do domu i po godzinie zadzwoniła policja, byśmy złożyli zeznania – relacjonuje Jakub. - Miałem przyjść z koleżanką, ale zeznania przyjęli tylko ode mnie. I od tamtej pory cisza. Po kilku dniach zaczęła mnie boleć noga. Pojechałem na pogotowie, najpierw mnie skierowali na prześwietlenie rentgenowskie, potem na tomograf .
Okazało się, że poszkodowany miał złamanie panewki stawu biodrowego prawego i musiał zostać w szpitalu. – Leżałem sześć dni, zabroniono mi się ruszać. Kazali mi leżeć w domu sześć tygodni, a u nich byłem tylko sześć dni. Do domu odwiozła mnie karetka. Jak chciałem, by ktoś po mnie przyjechał, to zabraniali, mówiąc, że może to zrobić tylko karetka – opowiada.
Mandat i co dalej?
Osoba, która zaparkowała wówczas na miejscu dla inwalidów, została ukarana mandatem. – Mandat karny był za niezachowanie ostrożności. Materiały w postaci filmu z monitoringu zostały zabezpieczone – informuje młodszy aspirant Piotr Szczepaniak, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Krotoszynie. Za samo zajście przed marketem nikogo nie ukarano mandatem, bo na miejscu nie stwierdzono obrażeń. Dopiero po paru dniach Jakub Ludwiczak zgłosił się na pogotowie.
Jak wygląda wymierzenie sprawiedliwości w tej sprawie? – Policjanci wystawią temu panu zaświadczenie, kto kierował w tym dniu pojazdem – dodaje Szczepaniak. By wytoczyć proces, Ludwiczak musi zgłosić się po zaświadczenie. Co istotne, by wnieść sprawę o naruszenie nietykalności cielesnej, nie trzeba siedmiu dni pobytu w szpitalu, lecz powyżej siedmiu dni leczenia.
Nie jest sam
- Bardzo ciężko sobie radzę, także finansowo – przyznaje Jakub. - Cały czas jestem zdany na innych. Jeszcze „wszedł” na mnie komornik, bo mam zaległości, które mógłbym spłacać, gdybym miał pracę. Ale plany pokrzyżował ubiegłoroczny wypadek.
Na szczęście bohater niniejszego tekstu ma przy sobie znajomych, którzy nie opuścili go w potrzebie. – Znajomi nie odwrócili się od niego. Ile mogliśmy, to pomogliśmy, trzy miesiące u mnie mieszkał. Staraliśmy się, by nie był sam w chorobie. Jeździliśmy też do szpitala – mówi Monika Pawlaczyk, znajoma Jakuba Ludwiczaka. - On w tej chwili usługi opiekuńcze ma zapewnione. Ma opłacone obiady, jest siostra z PCK, która pomaga. Ma też zasiłek rentowy – oświadcza Alina Hybsz, kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zdunach.
Jakub Ludwiczak zamierza szukać sprawiedliwości na drodze sądowej. Jak potoczą się jego dalsze losy? O tym będziemy informować w kolejnych wydaniach Gazety Lokalnej KROTOSZYN.
ŁUKASZ CICHY